Nowa twarz Świętej Katarzyny
Jedna z moich ulubionych alpejskich stacji, czyli lombardzka Santa Caterina Valfurva, ma nową twarz. Prócz narciarstwa biegowego, zjazdowego i skiturowego postawiła na rakiety śnieżne. Z powodzeniem.
Do Santa Cateriny jeżdżę niemal zimę w zimę od ponad 20 lat. Mogę dzięki temu obserwować, jak ta położona na 1750 m n.p.m. zaciszna wioska w Alpach Retyckich powoli, ale systematycznie się rozwija.
Najpierw była małą stacją z kilkoma orczykami i dwuosobowym krzesełkiem oraz przede wszystkim cenionym przez samych Włochów ośrodkiem narciarstwa biegowego. Wytyczone są tu trzy tory biegowe o różnym stopniu trudności, działa też uznana szkoła biegowa. To właśnie do Santa Cateriny przyjeżdżała zawsze w styczniu szlifować formę Justyna Kowalczyk. Ba, niedawno nasza najlepsza w dziejach narciarska zdradziła, że myślała nawet o kupnie tu domu i przeniesieniu się na stałe.
Kiedy w 2005 r. pobliskie Bormio zostało gospodarzem alpejskich mistrzostw świata FIS, postanowiono niektóre konkurencje zorganizować właśnie na stokach Santa Cateriny. W związku z tym udało się rozbudować i zmodernizować sieć wyciągów (gondolka na Cresta Sobretta i nowoczesne krzesełka po drugiej stronie grani, czyli w Valle dell’Alpe). Niektóre trasy wytyczono też na nowo (w ten sposób powstała m.in. czarna Deborah Compagnoni Piste – nazwana tak na cześć urodzonej tu najsłynniejszej w dziejach włoskiej alpejki).
Swoje robi też tutejszy mikroklimat gwarantujący dobry śnieg oraz przyzwoite ceny. Dość wspomnieć, że choćby w chacie Palu nieco poniżej pośredniej stacji gondoli wyborne pizzoccheri, czyli makaron z miejscowej mąki z kapustą i lokalnymi serami, czy też polenta, również z miejscowej mąki i takich serów, kosztują 7 euro. Za tyle samo w położonym nieopodal schronisku Bellavista można skosztować pizzy autorstwa Elio Ungaro, który w 1997 r. zajął szóste miejsce w mistrzostwach świata w przyrządzaniu pizzy, a w 1993 r. został najlepszym pizzaiolo Włoch.
W efekcie Santa Caterina stała się idealnym miejscem na zimowy urlop dla tych, którzy nad wielkie narciarskie (czy raczej przemysłowe) kompleksy wolą stacje ciche i klimatyczne, a zapewniające równie ekscytujące zjazdy.
O detalach kilkakrotnie tu zresztą pisałem.
Ostatnio włodarze ośrodka zachęcają gości do wycieczek po okolicznych lasach i stokach na rakietach śnieżnych. Wytyczyli w tym celu siedem oznakowanych szlaków różnych długości, różnicy poziomów i stopni trudności (w większości jednak dla początkujących bądź średniozaawansowanych). Dwa razy w tygodniu (w wersji wyprawy całodniowej lub spaceru nocnego) okolice można poznawać pod opieką przewodnika – a bywa nim sam Marco Confortola, urodzony w Santa Caterinie zdobywca wielu ośmiotysięczników (obu wierzchołków Shisha Pangma, Cho Oyu, Annapurny, Broad Peak, Manaslu, Lhotse i K2 – o Mount Everest nie wspominając).
Oczywiście po zdobyciu stosowanego doświadczenia można próbować własnych dróg. A możliwości jest nieskończenie wiele.