Historia nart historią St. Anton
Powtórzę: takiego puchu, jak tam w minionym tygodniu, w życiu nie zaznałem.
Ale na narty w St. Anton am Arlberg składa się także klimat miejsca (o jego tradycji już tu nieco pisałem) i ludzi tam na nartach jeżdżących.Ot choćby takich hoteli jak Schwarzer Adler. Wystarczy powiedzieć, że jego historia sięga… 1550 r. Wtedy był to zajazd „Zum Schwarzer Adler”, w którym podróżni przedzierający się przez Alpy ze wschodu na zachód Europy (albo odwrotnie) mogli zmienić konie, zjeść ciepły posiłek i się przespać.
Kiedy pod koniec XIX w. (w latach 1880-1885) do St. Anton dociągnięto linię kolei żelaznej i zaczęto drążyć Alberg Tunel na zachodnią stronę pasma, w zajeździe mieszkali co ważniejsi budowniczy (zwykłych robotników zakwaterowano w dawnych stajniach). Przez ten czas był niezłym interesem, ale o dziwo ówczesny właściciel nie miał doń serca. Miał je za to – o dobrej ręce nie wspominając – p. Vinzent Tschol, który w 1885 r. odkupił hotel, by uczynić własnością swej rodziny na… 150 (jak na razie) lat.
Sprzymierzeńcem hotelarza okazały się narty. Oto w 1880 r. jeden z pracujących przy budowie kolei norweski inżynierów wpadł na pomysł, by do pracy przez głębokie zwykle śniegi docierać na dwóch wygiętych deskach – tak bowiem to dziwactwo postrzegała większość miejscowych). Ale przynajmniej niektórzy docenili finezję i skuteczność jego telemarkowych skrętów. Niedługo później powstał przecież Ski Club Arlberg.
Było (znowu „podobno”) tak: 3 stycznia 1901 roku sześciu przyjaciół wędrowało na nartach z St. Anton właśnie do nieodległego, lecz jeszcze bardziej odciętego od świata, St. Christoph. Chcąc odpocząć, przekroczyli progi tamtejszego zajazdu, prowadzonego przez Oswalda Trojera i jego córkę Liesl. Gościnny gospodarz powitał znużonych szklaneczką sznapsa, a przy którejś z kolei wpadli razem na pomysł, by stworzyć stowarzyszenie skupiające miłośników miejscowych stoków. Ledwie trzy lata później zapaleńcy zrealizowali kolejny pomysł – były nim zawody z zjeździe po zboczach górujących nad St. Anton.
Lecz za najważniejszą postać w historii nart w St. Anton uchodzi zasłużenie p. Hannes Schneider – nie tylko założyciel pierwszej tam szkoły narciarskiej (w 1921 r.), ale też, co pewnie ważniejsze, twórca techniki jazdy zwanej „arlberską” i pomysłodawca propagowania rodzinnej miejscowości poprzez… filmy narciarskie. Podkreślmy: działo się to w latach 20. i 30. minionego stulecia!
Swoje pierwsze zawody Hannes wygrał, mając 13 lat. W wieku 17 lat został przewodnikiem. Z czasem opracował własny styl jazdy – wąsko (w porównaniu do obecnych standardów) prowadzone narty z wykorzystaniem zmiany obciążenia dla wprowadzenia ich w rotację, średniej długości skręty, zwartą sylwetkę, a podczas szusu tzw. pozycję zjazdową (do dziś uznawana jest za najszybszą i najbezpieczniejszą). Wymyślił też, by goście uczyli się jazdy w grupach (stąd idea szkoły), bo wtedy postępy będą większe. Wprowadził również zwyczaj cowieczornych podsumowań szkoleniowego dnia w swoim hostelu przy Dorfstrasse, głównej ulicy stacji. Napisał (razem z Arnoldem Fanckiem) jeden z najsłynniejszych – i najbardziej wpływowych – podręczników narciarstwa „Die Wunder des Schneeschuhs”.A już absolutnie rewolucyjną ideą było kręcenie (także przy pomocy dr. Fancka) filmów pokazujących piękno nart – oczywiście na stokach St. Anton am Arlberg. Na dodatek od 1937 r. wioska mogła się szczycić jedną z pierwszych w całych Alpach kolejek linowych, która w godzinę wywoziła na Galzig 210 chętnych do nauki techniki arlberskiej.Wszystko to sprawiło, że miejsce stało się znane i modne. A rozwój osady jako stacji zimowej stał się podstawą sukcesu hotelu „Schwarzer Adler”.
Tyle że smutną ironią dziejów stało się to, że Ojciec Założyciel kurortu musiał w 1939 r. opuścić swoją rodzinną miejscowość. Kochał bowiem narty, ale nie znosił faszyzmu i jego zwolenników (najpierw za sprzeciw wobec Anschlussu trafił do więzienia, potem na wygnanie udał się do Stanów Zjednoczonych – tam m.in. uczył nart żołnierzy 10. Dywizji Górskiej US Army, którzy potem trafili na front do Europy). On sam do ojczystej miejscowości nigdy nie wrócił (zmarł w New Hampshire w 1955 r. w wieku 64 lat).