Transport linowy zatrzymany
Po protestach właścicieli gruntów w górach, resort sprawiedliwości ma wykreślić z planowanej nowelizacji kodeksu cywilnego zapis, który pozwalałby bez ich zgody budować na stokach wyciągi i kolejki linowe. Pomysł, by właściciele działek mieli udzielać tzw. służebności pod budowę takich instalacji, nagłośniła „Rzeczpospolita”. Wśród górali – tak na Podhalu, jak w Beskidach czy Karkonoszach – zawrzało. Sam dostałem w tej sprawie kilka maili.
Już istniejący „transport linowy” – acz niewykorzystywany od lat narciarsko – na Gubałówkę
Do tej pory gmina mogła zdecydować, że przez działki leżące na jej terenie zostanie poprowadzony wodociąg, kanalizacja czy kable energetyczne. A że inwestycje te służyłyby dobru ogółu mieszkańców można było je przeprowadzić nawet wtedy, gdyby właściciele gruntów nie wyrażali na nie zgody. Taki jest właśnie cel instytucji „służebności przesyłu”. Teraz do listy przyczyn ją uzasadniających dopisano „transport linowy”.
Kłopot w tym, że zdaniem właścicieli pól położonych na górskich zboczach termin ten uzasadniałby budowę na ich ziemi rozmaitych instalacji służących biznesowi narciarskiemu: kolei linowo-terenowych (jak ta na Gubałówkę), kolei gondolowych i krzesełkowych oraz innego typu wyciągów. Interpretowali też ten przepis jako pozwalający na stwawianie na ich ziemi związanej z „transportem linowym” infrastruktury sportowo-rekreacyjnej: tras narciarskich i rowerowych, a nawet hoteli.Właścicielom ziemi należałoby się wprawdzie odszkodowanie za utratę wartości działki, liczone jednak za czas sprzed inwestycji. Przekonywali zatem, że bogate „lobby narciarskie” bez problemów kupi zgodę samorządów na swoje biznesy.
Równocześnie jednak od lat sporą przeszkodą w rozwoju amatorskich sportów zimowych w Polsce są właśnie konflikty między góralami w sprawie inwestycji w infrastrukturę narciarsko-snowboardową. Dowodem płoty zagradzające przez wiele sezonów stoki w Szczyrku czy – często do dziś – na Podhalu.
Dlatego kwestia tzw. prawa śniegu już dawno była przedmiotem legislacyjnych dyskusji. Ot choćby przed sześciu laty będąca wtedy w rządzie Liga Polskich Rodzin sugerowała, aby właściciele terenów pod istniejącymi stokami narciarskimi musieli godzić się na przejazd narciarzy i sztuczne śnieżenie stoku. Właściciel miałby prawo do korzystania ze swojej posesji, ale nie do takiego, które sprzeciwiałoby się dobru, jakim jest uprawianie sportu. Projekt ustawy zakładał, że jeżeli właściciel wyciągu nie porozumie się z właścicielem gruntu, przez który przebiega trasa, sprawa trafi do sądu. A ten mógłby ustanowić właśnie „prawo śniegu”, czyli nakazać użyczenie działki pod stok na czas zimy, za co przysługiwałoby odszkodowanie.
Tamto rozwiązanie również podzieliło górali. Jedni przekonywali, że stosuje się je w całej Europie. A i leży w długofalowym interesie regionu. Inni protestowali, powołując się na konstytucyjne prawo własności i sugerując, że na stokach narciarskich nie można stosować takich rozwiązań jak, na przykład, przy wywłaszczaniu terenów pod autostrady.
W sporze pocieszające jest jedno: że są już w Polsce przykłady dogadania się właścicieli stoków z inwestorami. Skoro udało się, choćby i z oporami, ale jednak, w Szczyrku czy na Podhalu właśnie, to czemu nie ma się udać gdzie indziej. Nawet i bez przepisów.