To był Camp! (1)
Dawno tyle się nie nauczyłem o technice jazdy w terenie i rozmaitych śniegach, lawinach i detalach konstrukcyjnych sprzętu. Nie wspominając już o filmowaniu przy pomocy kamery GoPro. Równocześnie pokornie przekonałem się, ile jeszcze należałoby się podszkolić…Pięć dni nart w skrajnie różnych warunkach. W wielkim puchu i w mocno mokrym śniegu po opadzie… deszczu. W lesie, w żlebach i na dużych przestrzeniach. Co równie ważne – pod opieką i okiem pierwszoligowych fachowców, których w każdej chwili można poprosić o radę.
Do tego wykłady o zagrożeniu lawinowym i sposobach… rejestrowania zjazdów narciarskich z wykorzystaniem GoPro. A równocześnie praktyczne ćwiczenia organizacji akcji ratunkowych i poszukiwania zasypanych, a także technik asekuracji i poruszania się w trudnym terenie skalnym ze sprzętem alpinistycznym.
W końcu, last but not least, długie wieczorne posiady połączone z rozmowami o… nartach oczywiście: doborze sprzętu, zasadach regulacji wiązań, miejscach i miejscówkach, pogodzie w górach, metodach odnowy biologicznej organizmu, kontuzjach, wielkich ludziach gór wreszcie. A nawet wspólne przygotowywanie śniadań i kolacji.
To wszystko w ramach Majesty Freeride Camp, czyli obozów dla narciarzy kochających jazdę terenową, organizowanych kolejny już sezon w tyrolskiej dolinie Zillertal przez spędzającego tam od lat zimy Pawła Grodzickiego – narciarza i surfera, instruktora skialpinizmu i konsultanta Majesty – tej wiodącej w Polsce, a uznanej już też w świecie marki nart freeride’ owych.
Tym razem areną Campu były zbocza Erste Ferienregion Zillertal, czyli połączonych wyciągami tyrolskich stacji zimowych Hochzillertal i Hochfügen.
Nim więc zdam relację z samego obozu oraz z tego, czego się można w jego trakcie nauczyć, słowo o samym miejscu. A posłużę się fragmentami własnego jego opisu z przewodnika „Tyrol. Serce Alp”.
Pisałem tam między innymi:
„Dolina Zillertal ciągnie się 50 km. Ale już na jej początku są miejsca wielkie – zarówno dla narciarzy z dziećmi, jak ekstremalnych riderów. (…) Hochfügen to miejsce wymarzone do jazdy terenowej. Położone wysoko (jeździ się głównie powyżej 1800 m n.p.m.) w jednej z odnóg doliny, gwarantuje i dobry śnieg, i brak tłoku. Z najwyższego punktu Pfallenbühel (2431 m n.p.m.) prowadzą wprawdzie – w pięknej scenerii – trasy niebieskie, lecz jest też multum rozmaitej już trudności off piste. A w okolicy są zbocza naprawdę poważne: rozgrywa się tu presiżowe zawody Big Mountain Freeride World Qualifier. (…) Hochfügen połączone jest wyciągami z jeszcze inną w charakterze stacją – Hochzillertal. W praktyce można je uznać za jeden ośrodek. Kłopot w tym, że właściciele stacji (Hochzillertal należy do wpływowej w austriackim biznesie wyciągowo-turystycznym rodziny Schulz) lekko się pokłócili, więc teraz każda prowadzi własną politykę inwestycyjną. Co najważniejsze dla narciarzy: karnet wciąż jest wspólny – Ski Optimal (tak nazwano tutejsze zbocza) obejmuje więc olbrzymi, a różnorodny, obszar.
Stoki Hochzillertal uderzają szerokością (jeździ się przeważnie powyżej linii lasu), a nachylenie jest idealne dla amatorów – są więc bezpieczne dla początkujących czy rodzin (choć jednej z nartostrad patronuje Stephan Eberharter, złoty medalista olimpijski).
Nie bez powodu p. Heinrich Schultz właśnie tu zrealizował pomysł prywatnego terenu narciarskiego dla rodzin, ale i gości lubiących połączenie górskiej atmosfery z luksusem. Pierwsze wyciągi postawił w l. 70 ub. wieku. Od razu zadbał też o ponadstandardowe – także pod kątem ekologii – przygotowanie stoków. W efekcie armatki mogą pokryć 90 proc. tras, a równocześnie rolnicy zarzekają się, że sztuczny śnieg służy ich krowom: roztapia się wolniej, dzięki czemu hale są nawadniane dłużej.
Potem na stokach pojawiły się ekskluzywne schroniska. Kristallhütte kusi, prócz gustownej stylistyki, relaksem w spa w „kryształowej” grocie z widokiem na okoliczne masywy oraz noclegiem na 2147 m n.p.m. Przenocować na dużej wysokości – i to w pięciogwiazdkowym standardzie! – można również w Wedelhütte (na 2350 m n.p.m.). A już na pewno warto coś tam zjeść!
Hochzillertal reklamuje się w końcu jako stacja, w której nie czeka się do wyciągów. Przekonać się o tym można nawet w newralgicznym zwykle miejscu: przy pierwszej kolejce z doliny. Przebudowana stacja w Kaltenbach – bo to z tej wioski wyjeżdża się najczęściej na zbocza Ski Optimal – stała się też funkcjonalnym centrum serwisowo-barowo-relaksacyjnym. Prowadzą z niej teraz równoległe i szybkie gondole na 1800 m n.p.m. Rozwiązanie takie ma gwarantować brak tłoku nawet w weekendy, kiedy przyjeżdżają na jednodniowe wypady kawalkady autokarów z Niemiec”.
Po ostatnim tygodniu mogę dodać: również Hochzillertal jest wymarzonym miejscem do jazdy terenowej. Uzasadnienie wkrótce.