Sölden, czyli jak się ściąga Jamesa Bonda
Karuzela 2015/16 ruszyła! W ten weekend na lodowcu Rettenbach nad tyrolskim Sölden pierwszy raz w sezonie wystartują alpejczycy.
Rozpoczynanie tam sezonu to już tradycja, która stała się świetnym narzędziem promocji stacji. Niejedynym! Podobną rolę ma odegrać uczynienie „twarzą” kurortu znakomitego i – by tak rzec – barwnego, amerykańskiego zjazdowca Bode Millera. A ostatnio – samego Jamesa Bonda!
Do tego, że cykl zawodów alpejskiego Pucharu Świata zaczynać się będzie właśnie w Sölden, przyczyniły się dwa czynniki. Pierwszym jest oczywiście sam lodowiec: można tam jeździć na nartach nawet wczesną jesienią – gdy w niższych partiach Alp nie ma jeszcze śniegu. Na dodatek Rettenbachgletscher jest stosunkowo stromy (da się więc na nim ustawić spełniający wymogi pucharowe slalom) i łatwo dostępny (dotrzeć nań można i kolejką, i samochodem).
Elementem drugim, ale niewykluczone, że kluczowym, była mocna pozycja Austriaków w Międzynarodowej Federacji Narciarskiej FIS, pod której egidą organizowane są pucharowe zmagania.
Jeśli chodzi o firmowanie kurortu przez Bode Millera, to zapewne najważniejsze okazało się honorarium. Za użyczenie twarzy i miejsca na kasku na naklejkę z logo stacji tylko w pierwszym sezonie kontraktu, czyli zimą 2010/11, Amerykanin zainkasował ponoć ok. 300 tys. euro. Ale rolę mogła grać także zbieżność wizerunków stacji i narciarza: w obu przypadkach akcent kładziony jest nie tylko na narty, lecz także na zabawę (podczas apres ski i na nieco późniejszych imprezach).
Aby zaś ściągnąć do Sölden ekipę najnowszego filmu o przygodach Jamesa Bonda, potrzebna była z kolei operacja, która sama mogłaby być podstawą scenariusza filmu sensacyjnego lub też przykładem w podręcznikach biznesu, a może i dyplomacji.
Otóż producenci przystępując do realizacji „Spectre” (bo taki tytuł nosi najnowszy „Bond”), zakładali oczywiście, że musi on przebić wszystkich poprzedników pod względem spektakularności scen. A poprzeczka jest w tym wypadku ustawiona nadzwyczaj wysoko.
Grupa odpowiadająca za wybór scenografii odwiedziła wiele potencjalnych miejsc – wśród nich było i Sölden, z racji ekscytujących pejzaży Alp Ötztalskich, ale też futurystycznej infrastruktury. Wrażenie robi nie tylko bryła stacji kolejek czy górskich restauracji, ale nawet postawione na lodowcach podpory gondoli (pisałem o tym tu ostatnio). Konkurencja była jednak spora, więc sprawa jeszcze wiosną ubiegłego roku pozostawała nierozstrzygnięta.
Wtedy jednak do akcji przystąpił Jakob Falkner, szef Bergbahnen Sölden, czyli tamtejszych kolejek i wyciągów. Swój plan – jak na przedmiot operacji przystało – opatrzył kryptonimem B 24 („Spectre” to dwudziesty czwarty już film o najlepszym agencie Jej Królewskiej Mości). Przedstawił go jedynie wąskiemu gronu najbliższych współpracowników, nakazując oczywiście zachowanie tajemnicy.
Zaczął od pozyskiwania sojuszników. Pierwszym była agencja Location Austria, zajmująca się obsługą międzynarodowych produkcji filmowych powstających na terenie Austrii. Drugim – Cine Tirol, instytucja o podobnych celach, tyle że jedynie na obszarze tego kraju związkowego (powstała w roku 1998 z inicjatywy władz Tyrolu oraz Tirol Werbung, organizacji odpowiedzialnej za promocję turystyczną regionu – i skądinąd będącej też partnerem tego bloga). Dość powiedzieć, że to m.in. dzięki aktywności Cine Tirol kraj ten szczyci się tytułem „najpopularniejszej lokalizacji filmowej w Alpach”.
To dzięki pomocy tych partnerów Falkner nawiązał kontakt z realizatorami nowego Bonda. Od tego czasu zaczął często podróżować do Londynu. Tam prezentował detalicznie atuty swojej stacji: prócz znanych już producentom wspaniałych widoków najważniejszym były względy logistyczne. Przede wszystkim chodziło o możliwość stosunkowo łatwego dostarczenia na poziom ok. 3000 m n.p.m. sprzętu niezbędnego przy tak ogromnym przedsięwzięciu, jakim jest film w stylu „Bonda”.
Ważnym argumentem okazała się – podobnie jak w przypadku zawodów Pucharu Świata – wiodąca na söldeńskie lodowce droga. Podczas negocjacji Falkner przypominał też ponoć półżartem producentom Bonda, że autor opowieści o 007, Ian Fleming, w latach 20. minionego wieku mieszkał w tyrolskim Kitzbühel. Ba, chodził tam nawet do szkoły. Sugerował, że i to powinni wziąć pod uwagę. Jedynym słabym punktem oferty była możliwość czasowego zamknięcia drogi na lodowiec w razie zagrożenia lawinowego. Pozostałe walory jednak przeważyły i w efekcie Jakob Falkner mógł z triumfem oficjalnie ogłosić, że zimą 2014/15 w Sölden zjawi się James Bond.
A wraz z nim liczna ekipa, potrzebująca noclegów, posiłków itd. – realizacja „Spectre” okazała się największą jak dotąd produkcją filmową w Tyrolu. O tym, ile region już na niej zarobił i o zyskach spodziewanych, będzie jeszcze pewnie okazja napisać.
Tak czy tak Josef Margreiter, szef Tirol Werbung i założyciel Cine Tirol, podsumował z dumą w brytyjskich mediach, że przedsięwzięcie było spotkaniem na szczycie (dosłownie i w przenośni) dwóch znaczących marek: Jamesa Bonda i Tyrolu.