Schlick 2000 w 2024, czyli ciągle do przodu
Kiedyś było to tajne miejsce lokalsów z Innsbrucka i doliny Stubai. Dziś, choć się rozwija, wciąż zachowuje zaciszny charakter.
Sądząc po statystykach, to stacja jak wiele innych. Bo niby jest tu niewiele ponad 20 km tras, a i wysokość w sumie nienadzwyczajna – jeździ się głównie po rozległym plateau na ok. 2000 m n.p.m. (wyciągami można się dostać na 2240). Ale nie bez przyczyny Schlick 2000 jest ulubionym miejscem na narty mieszkańców pobliskiego Innsbrucka i całej doliny Stubai.
Dolna stacja kolejki znajduje się na rogatkach Fulpmes u wlotu do Stubaital (po prawej stronie drogi na słynny lodowiec). Znowu: niby nic szczególnego, typowe tyrolskie miasteczko (jedynym wyróżnikiem mogłoby być to, że urodził się tu znany niegdyś austriacki skoczek narciarski Gregor „Schlieri” Schlierenzauer, który ma zresztą w Fulpmes plac swojego imienia) z wieloma kwaterami dla turystów i narciarzy.
Ale już widoki podczas wjazdu gondolą na Kreutzjoch (2136 m n.p.m.) robią wrażenie: najpierw jedzie się przez las, a powyżej można dostrzec niespotykaną mieszaninę głazów i pni przysypanych śniegiem (w sezonie pociętych śladami nart freeride’owych śmiałków). Panorama z górnej stacji warta jest wszystkiego: to przepiękny masyw okalający spory kocioł trasy Schlick – skalne szczyty pocięte kuluarami. Można się poczuć – niczego nie ujmując Alpom – jak w Dolomitach (najwyższa góra masywu, Schlicker Seespitze, wznosi się na 2804 m n.p.m.).
Co ważne, Schlick – prócz zacnych warunków dla miłośników off piste – jest równocześnie ośrodkiem nadzwyczaj przyjaznym rodzinom. Działa tu choćby stosunkowo tani Kinderland, czyli szkoła narciarska dla dzieci (z maskotką zwaną Big Ron) oraz żłobek dla maluchów od trzeciego miesiąca życia, oferujący im m.in. sypialnie.
Jak zdradzają miejscowi, specyficzny układ grzbietów sprawia, że śnieg pojawia się tu wcześnie (nie przypadkiem i tej zimy stację otwarto zgodnie z planem już 30 listopada, a przecież wiele ośrodków nawet w wyższych partiach Alp musiało przesunąć inaugurację sezonu). Co więcej, po opadach puch długo utrzymuje doskonałą jakość. Nie bez przyczyny lokalni instruktorzy i pasjonaci jazdy poza trasami są przeciwni planom połączenia Schlick 2000 wyciągiem ze znajdującą się w sąsiedniej dolinie, słynną z konkurencji alpejskich olimpiad w latach 1964 i 1976 stacją Axamer Lizum – więcej gości oznacza przecież wzmożoną konkurencję do wytyczenia pierwszego śladu w dziewiczym śniegu. Gondola łącząca oba obszary musiałaby też przebiegać ponad terenem ściśle chronionym. Sprawa zyskała wymiar polityczny – zważywszy na wpływ ekologów na opinię publiczną. Dyskusja trwa od ćwierć wieku…
Minionej zimy doszło do innej rewolucji. A to za sprawą dziesięcioosobowej kolejki gondolowej Galtbergbahn, która po ledwie pięciu miesiącach budowy (!) zaczęła wywozić chętnych na wysokość 1 756 m n.p.m. Co więcej, dzięki bezprzekładniowemu napędowi bezpośredniemu jest energooszczędna (do 9 proc.), niemal bezgłośna i przyjazna dla środowiska (nie ma konieczności stosowania olejów przekładniowych). Dla narciarzy najważniejsze jest to, że gondola pozwoliła rozszerzyć sieć stoków o trzy słoneczne zbocza po południowej stronie obszaru Schlick 200 – dotąd goście żalili się czasem, że trasy stacji są zacienione, a więc często za twarde. Inwestycji towarzyszyła budowa systemu dośnieżania i – zgodnie z obecnymi standardami ekologicznymi – zbiornik wodnego na jego potrzeby.
Znamienne też, że Galtbergbahn zastąpiła… wyciąg orczykowy z 1961 r. To z niego korzystali lata całe miejscowi – ich generacje właśnie na Galtberg, po słonecznej południowej stronie obszaru, uczyły się jeździć na nartach. Teraz Galtbergbahn firmy Leitner, dzięki swojej komfortowej konstrukcji, też służy szkółkom narciarskim i początkującym. W 23 przestronnych kabinach można bezpiecznie pokonać niemal 1,5 km o ponad 400 m różnicy poziomów w niecałe cztery minuty.
Tej zimy gości czeka następna zmiana. Oto tuż obok górnej stacji gondoli Kreuzjochbahn powstała Panorama Restaurant Kreuzjoch, łącząca, w zamyśle architektów, „najnowocześniejszy komfort z tradycyjnym urokiem tyrolskiej chaty”.
Gotowa jest przyjąć dwustu gości i, co ważne, ma zarówno strefę samoobsługową, jak i strefę z obsługą kelnerską. Atrakcją jest przestronny taras słoneczny z widokiem na okoliczne masywy – w tym oczywiście na „królewski”, jak mówią o nim miejscowi, lodowiec Stubai.
PS Zdjęcie (copyright: Schlick 2000) i wizualizacja (copyright: Die Schlick 2000/Wohnkultur) dzięki uprzejmości Michaela Gstreina ze TVB Stubai.