Legendy nie panikują
Ingemar Stenmark, największy bodaj w dziejach narciarstwa spec od slalomu, na miejsce rodzinnych wakacji wybrał – nie bacząc na nastroje wywołane atakiem koronawirusa – kurort Madonna di Campiglio we włoskim regionie Trentino. Spotkał się tam z inną legendą swojej dyscypliny – Alberto Tombą.
Stenmark postanowił spędzić w Madonnie ostatni tydzień karnawału. Słynący ze skromności mistrz pojawić się tam miał w ramach zwykłego turystycznego wyjazdu, zorganizowanego przez jedno ze szwedzkich biur podróży. Była to jego pierwsza wizyta we Włoszech od przejścia na sportową emeryturę – a przecież to właśnie na będącym wizytówką Madonny stoku Canalone Miramonti 17 grudnia 1974 r. pierwszy raz wygrał zawody alpejskiego Pucharu Świata, potem zaś triumfował jeszcze siedmiokrotnie. Właśnie w Madonnie odniósł najwięcej zwycięstw w karierze (pięć w slalomie, trzy w gigancie).
W hotelu Savoia, gdzie kwaterował, pojawili się z powitalną wizytą miejscowi oficjele – samorządowcy oraz przedstawiciele kolei linowych stacji i organizatorów 3Tre, czyli nocnego slalomu na Canalone Miramonti (o historii i pozycji tych zawodów w Pucharze Świata pisałem tutaj w styczniu, jako że miałem okazję oglądać tegoroczną edycję).
Stenmark pokonał też oczywiście Canalone Miramonti. By zadośćuczynić symbolice, zjazd rozpoczął z budki startowej slalomu.
Na dole żartował, że od ostatniego czasu nachylenie stoku wyraźnie się zwiększyło. „Teraz jest tu dla mnie już za stromo i zbyt twardo” – oceniał z szelmowskim ponoć uśmiechem. Świadkowie mówią, że podczas kolejnych przejazdów zdarzało mu się zatrzymywać w różnych punktach trasy i w wyraźnej zadumie uważniej je oglądać.
Szwedzki gość zwiedził również inne miejsca Skiarea Campiglio Dolomiti di Brenta – począwszy od Folgarida Marilleva po Pinzolo. Miejscowi twierdzą, że z uznaniem komentował zarówno wytyczone w ostatnich dekadach trasy, jak i wciąż powiększającą się sieć obsługujących je kolejek.
W trakcie pobytu Stenmarka doszło na dodatek do narciarskiego spotkania na szczycie – w Madonnie zjawił się bowiem również inny wielki slalomu, tym razem z następnej dekady, bo przełomu lat 80. i 90., Alberto Tomba. On też wygrywał w Madonnie (1987, 1988 i 1995).
Panowie spotkali się podczas uroczystości wręczenia Stenmarkowi prestiżowego swetra Maglia Fulmine, który przysługuje jedynie tym alpejczykom, którym udało się zwyciężyć 3Tre.
Co więcej, Stenmark i Tomba zadzwonili wtedy wspólnie z życzeniami do kolejnego alpejskiego giganta (a swego czasu rywala Szweda) i triumfatora 3Tre – Gustavo Thoeniego, jako że obchodził właśnie 69. urodziny.
PS Jasne, można węszyć we wszystkim jedynie cyniczne przedsięwzięcie piarowskie, służące wykazaniu światu, że mimo epidemii groźnej choroby nie należy zmieniać urlopowych planów. Czyż jednak spotkanie takie nie świadczy właśnie o harcie ducha starych Mistrzów i ich zdrowym podejściu do najtrudniejszych nawet problemów? Zwłaszcza że w Madonnie wdrożono już – na tyle, na ile to możliwe – środki ograniczające zagrożenie wirusem (ograniczenie liczby pasażerów w gondolkach, rygory w toaletach itp.).
PS II Ciekawą rozmowę z Ingemarem Stenmarkiem (autorstwa Tomasza Osuchowskiego) oraz tekst przypominający jego sukcesy można znaleźć na portalu „Ski Magazynu„.