„Górale będą walczyć o PKL”
– pod nieco buńczucznym tytułem gmina Zakopane ogłasza na swojej stronie internetowej, że razem z Bukowiną Tatrzańską, Kościeliskiem i Poroninem wystartuje we wrześniu w przetargu o Polskie Koleje Linowe.
Kolej linowa na Kasprowy Wierch – jeden z najcenniejszych składników majątku PKL
W tym celu gminy powołały spółkę Polskie Koleje Górskie. Po zarejestrowaniu, ma ona – przy pomocy doradcy finansowego – zacząć szukać pieniędzy na ewentualny zakup PKL. Równolegle przygotowywana będzie strategia rozwoju po przejęciu kolei linowych, mająca uwzględniać „interesy spółki, jej pracowników oraz mieszkańców regionów górskich”.
Burmistrz Zakopanego Janusz Majcher, komentując inicjatywę, używa specyficznego języka. Stwierdza: „przyszłość PKL to przecież nasza wspólna sprawa, o którą trzeba walczyć”.
Deklaruje, że nowa spółka jest otwarta na współpracę „zarówno z podmiotami samorządowymi, jak prywatnymi”. Współwłaścicielami majątku po PKL mogliby być w efekcie także zainteresowani mieszkańcy regionu. Jednym z udziałowców PKG ma być także województwo małopolskie.
Najpoważniejszym z potencjalnych konkurentów jest słowackie konsorcjum Tatry Mountain Resorts (pisałem o nim kilkakrotnie, ostatnio: „Nasze góry – wspólna sprawa”, 20 kwietnia b.r.). Weszło ono już w porozumienie z kilkoma polskimi gminami (Krynicą, Zawoją, Szczawnicą i Czernichowem), na terenie których znajdują się kolejki i wyciągi PKL. Partnerom TMR oferuje pieniądze na modernizację infrastruktury narciarsko-hotelowej. Deklaruje, co ważne, że gospodarze terenu będą mogli zablokować wszystkie plany, które uznają za szkodliwe dla interesów lokalnych. Będą mogli przede wszystkim zawetować pomysły zmiany charakteru miejscowości bądź zamykania wyciągów.
Przetarg o majątek PKL – którego najcenniejszym składnikiem jest kolejka linowa i wyciągi na Kasprowym Wierchu oraz kolej na Gubałówkę, ale też kolejka w Krynicy czy kilka nowoczesnych wyciągów w – był już kilka razy przekładany. Powodem były obawy, że TMR w swojej strategii biznesowej nie będzie się liczyć z unikalnego charakteru Kasprowego Wierchu. Niektórzy sugerowali z kolei, że słowacki inwestor chce w rzeczywistości doprowadzić do likwidacji tamtejszych instalacji narciarskiej, by ściągnąć narciarzy do swoich ośrodków na Chopoku/Jasnej, w Tatrzańskiej Łomnicy czy Szczyrbskim Plesie.
Swego czasu PKL zasugerowało, że kolejki na Kasprowy w ramach prywatyzacji nie musi kupić jedna firma. Może to jest wyjście? Słowacy wielokrotnie zapraszali do współpracy również stolicę Tatr, ale władze Zakopanego nie reagowały.
A może rację mają ci, którzy generalnie kwestionują sensowność prywatyzacji Polskich Kolei Linowych – było nie było firmy przynoszącej na razie dochody? Przykładowo Jerzy Jurecki, wydawca i dziennikarz „Tygodnika Podhalańskiego”, w arcyciekawej, bo pokazującej bez taryfy ulgowej sytuację Zakopanego i mentalność jego mieszkańców, rozmowie opublikowanej niedawno w krakowskim dodatku „Gazety Wyborczej”, argumentuje:
„Szermowanie nacjonalistycznymi argumentami w sprawie kolejki linowej na Kasprowym Wierchu jest absurdalne. Zwłaszcza że robią to ci sami ludzie, którzy jeszcze nie tak dawno chcieli organizować olimpiadę w Tatrach. Wtedy rozwój infrastruktury narciarskiej w Tatrach im nie przeszkadzał. Teraz grzmią, że to Słowacy chcą zniszczyć polski Tatrzański Park Narodowy.
Ze Słowakami trzeba współpracować, bo mamy wspólne góry. I to się dzieje na Podhalu, choćby w ramach Euroregionu Tatry. Sprowadzanie dyskusji o Kasprowym do poziomu słowackiego żywiołu, który ma zalać Zakopane, sprawia, że naprawdę merytoryczne argumenty przeciwko prywatyzacji kolejki linowej na Kasprowy Wierch tracą na sile. Uważam, że Polskie Koleje Linowe można sprywatyzować, ale bez kolejki linowej na Kasprowy Wierch. Bo akurat ta kolejka kursuje w Tatrzańskim Parku Narodowym, wśród dzikiej, bezcennej przyrody. To dobro, którego nie wolno nam zniszczyć. Lepszym rozwiązaniem byłoby na przykład oddanie kolejki w zarząd Tatrzańskiego Parku Narodowego, żeby pilnować, by maszyneria nie wyrządziła szkody przyrodzie.
Nie rozumiem tych dążeń do uczynienia z Kasprowego jakiejś dużej stacji narciarskiej ze sztucznym naśnieżaniem. Tatry są na to zbyt małe, by robić tu wielki ośrodek narciarski i jednocześnie porządnie chronić przyrodę. Po polskiej stronie Tatry mają taki obszar jak jedna alpejska dolina. Musimy wybrać, co wolimy – ochronę przyrody czy stację narciarską z prawdziwego zdarzenia. Ja wybieram przyrodę. Boję się, że każdy prywatny inwestor na Kasprowym Wierchu, niezależnie od narodowości, będzie zagrożeniem dla tego zakątka Tatr. Bo po kupnie będzie chciał jak najwięcej zarobić na kolejce kosztem Tatrzańskiego Parku Narodowego. A w ogóle to nie rozumiem, po co sprzedawać PKL. To dobrze funkcjonująca firma i nie wygląda na to, aby cokolwiek jej zagrażało. Mam nadzieję, że decyzja o sprzedaży zostanie cofnięta. Jest jeszcze na to czas”.