Na saneczkach po Kronplatzu
Böckl to drewniane siedzisko z dwoma uchwytami na ręce po bokach, osadzone na płozie zrobionej z przedniej części narty. Początkowo jazda na takich sankach? nartach? bobsleju? sanko-nartach? wygląda na niemożliwą. Po chwili jednak okazuje się przednią zabawą. Spróbowałem jej w okolicach południowotyrolskiego Kronplatz/Plan de Corones. Nic dziwnego, że mieszkańcy doliny Pustertal/Val Pusteria jeżdżą na böckl od dziesiątków lat.
Z podobnym wynalazkiem spotkałem się już w Savognin w szwajcarskiej Gryzonii (por. nota „Dziwne zjazdy“ w zakładce „Odkryj Szwajcarię“ na stronie „Polityki“). Tam nazywano go z angielska „skifox“, ale była też różnica konstrukcyjna: otóż w wersji szwajcarskiej zjeżdżający ma na nogach dodatkowe mini nartki, podczas gdy w wariancie południowotyrolskim do sterowania i hamowania używa się zwykłych butów (miejscowi ostrzegają tylko, by hamować całą powierzchnią podeszwy, nie zaś samą tylko piętą).
Naturalnie mistrzowie manewrują böckl także poprzez balans ciała. Ideałem jest zresztą, by nogi spoczywały na płozie, a böckl skręcały jedynie dzięki umiejętnemu przechylaniu sylwetki zjeżdżającego. Znaczenie ma też rodzaj narty, z której zrobiono płozę: im jest ona szersza, tym lepsza – bo nie tylko stabilniejsza, ale i szybsza.
Na böckl można jeździć po przygotowanych trasach – wtedy, by dotrzeć na miejsce startu, używa się wyciągów. Szczególną atrakcją są nocne rajdy po oświetlanej wieczorami trasie przy gondoli Korer nieopodal Bruneck/Brenico, największego miasteczka doliny. Najlepsi startują nawet w slalomach, rozgrywanych od trzech lat z inicjatywy kilku miejscowych pasjonatów zrzeszonych w klubie „Die Geilen Böcke” (jeżdżą oni nawet na böckl w… tandemach).
Slalom na böckl podczas zawodów Die Geilen Böcke
Można też spróbować, jak sprawują się böckl w leśnych przecinkach. A wtedy najlepiej podejść w jakieś ustronne miejsce na śnieżnych rakietach z przytroczonymi do plecaka böckl (ważą nie więcej niż 10 kilogramów) i po chwili odpoczynku ruszyć w dół. Sam tak zrobiłem – i było warto zarówno ze względu na piękno wędrówki na rakietach, jak na emocje, które niesie taki leśny zjazd na böckl!
Ale oczywiście głównym magnesem doliny jest Kronplatz/Plan de Corones, czyli 114 km tras narciarskich (najwyższy dostępny punkt to 2275 m n.p.m.). Obsługują je 32 nowoczesne wyciągi – z których największe wrażenie robią szybkie i wygodne gondolki. Są dowodem odważnej strategii menedżerów ośrodka, o której już tu wspominałem („Dużo luźniej na Kronplatzu”, 4 listopada ub.roku) Przypomnijmy więc tylko pokrótce: w tym sezonie stacja zdecydowała się… zmniejszyć pojemność swoich gondolek (przykładowo, miast 12 osób zabierają one tylko 8), zwiększając jednak równocześnie ich prędkość. W efekcie goście wyjeżdżają na górę w bardziej komfortowych warunkach, zaś tzw. przepustowość pozostała równie wysoka, jak dotąd (a w przypadku gondoli na Col Toron nawet wzrosła).
Stacja chwali się też, że pod względem infrastruktury zaśnieżającej jest jedną z najnowocześniejszych na świecie! Dość powiedzieć, że żadna spośród działających tu 264 armatek dośnieżających nie ma więcej niż 6 lat. Faktycznie: choć wokół śnieg topniał w zastraszającym tempie (temperatura w cieniu sięgała plus 15 stopni), na trasach Kronplatz/Plan de Corones dało się jeździć. Na szczęście zresztą w poniedziałek na górze temperatura spadła już poniżej zera i zaczęło mocno sypać.
Zapewne więc na Kronplatz/Plan de Corones da się jeździć – jak planowano – do połowy kwietnia.