Ski safari po Bułgarii I: Sofia/Witosza
W Polsce Bułgaria kojarzy się z czarnomorskimi plażami Złotych Piasków i brandy Słoneczny Brzeg. Właśnie przekonałem się, że jest też przednim miejscem na narty. Wszystko dzięki wyprawie do Banska, Borowca i Pamporowa. Czyli „Ski safari po Bułgarii”.
Z Krakowa w góry Bułgarii jest ponad 1300 km, czyli dobre ponad 15 godzin jazdy samochodem (licząc – co oczywiście absurdalne – bez postojów). W praktyce konieczny (choćby ze względów bezpieczeństwa) jest nocleg po drodze. Możliwy jest też wariant samolotowy. Trzeba dolecieć do Sofii – bezpośrednie kursy z Warszawy oferuje Lot, z Wrocławia Ryanair. Jako że transport publiczny w Bułgarii wciąż nie jest komfortowy, potem najlepiej wynająć samochód albo taksówkę/busa z kierowcą. W dwie godziny (160 km – w większości wygodną autostradą w kierunku granicy greckiej) można dotrzeć do Banska i Borowca, a w cztery do Pamporowa. A wynajęcie, przykładowo, czteroosobowego auta z kierowcą z Sofii do Pamporowa właśnie to ok. 600 zł – transport z i na lotnisko kosztuje zatem w sumie jedną osobę 300 zł.
Przy okazji przejazdu przez Sofię warto zwiedzić sobór św. Aleksandra Newskiego, główną świątynię patriarszą autokefalicznego Bułgarskiego Kościoła Prawosławnego. Wzniesioną na przełomie XIX i XX w. na cześć cara Aleksandra II, który w 1878 r. wyzwolił Bułgarię spod panowania imperium tureckiego. A że projektantem był rosyjski architekt Aleksander Pomierancew, budowla ma cechy popularnego wtedy w Rosji stylu neobizantyjskiego z pozłacanymi cebulastymi kopułami. Ale już wieńczące je krzyże nie mają właściwej dla cerkwi rosyjskich ukośnej drugiej poprzecznej belki. Wejście zdobią marmury ze Sieny i Carrary, trony dla cara, jego synów i patriarchy wykonane są z onyksu i alabastru, a wnętrza zdobią grupy fresków i ikon malarzy rosyjskich i bułgarskich.
Zupełnie innym fenomenem są niektóre tamtejsze osiedla, których poszczególne gigantyczne bloki bywają rodzajem osobnych „państw”, toczących z sobą często brutalne walki o lokalny prestiż i wpływy (subkulturowe, a czasem i kryminalne).
Z ulic Sofii można obejrzeć wreszcie wieloletni symbol narciarstwa w Bułgarii, czyli górujący nad stolicą, położony niemal na jej przedmieściach, masyw Witoszy.

Masyw Witoszy (Wikimedia Commons)
Za komunizmu działało tam kilkanaście kolejek i wyciągów obsługujących sieć 12 km tras wytyczonych na wysokości 1500-2290 m n.p.m., więc powyżej linii lasu. Prócz tych alpejskich były tam tory do narciarstwa biegowego, a północna ekspozycja gwarantowała dobrej jakości i długo utrzymujący się śnieg. Nic dziwnego, że Witosza była popularnym miejscem codziennego zimowego wypoczynku Sofijczyków – zwłaszcza że można było tam jeździć na nartach przez okrągły tydzień także nocą dzięki sztucznemu oświetleniu na jednej z tras. Dziś z symbolu zostało tylko wspomnienie – działa ledwie jedna („czerwona”) trasa z jedną kolejką. Pozostałe nie maja już homologacji bezpieczeństwa i nie są remontowane czy modernizowane z powodu skomplikowanych, by nie rzec: podejrzanych, relacji własnościowych (wielu mówi o mafijnych walkach o grunty). Swoje zrobiła dzika zabudowa stoków – to ona m.in. doprowadziła do degradacji rezerwatu przyrody. Zbocza Witoszy wykorzystują obecnie głównie skiturowcy, a miejscowi (można powiedzieć generalnie: bułgarscy, bo w stolicy mieszkają dwa z sześciu milionów obywateli kraju) miłośnicy narciarstwa typowo zjazdowego jeżdżą do innych ośrodków. Głównie Banska, Borowca i Pamporowa właśnie.
I ja pojechałem więc ich śladem. O czym wkrótce.
- „Ski safari po Bułgarii” dla grupy polskich dziennikarzy zorganizowało tamtejsze ministerstwo turystyki.