Bliskie lodowce powoli ruszają

Dzięki niedawnym poważniejszym opadom śniegu swoje stoki otwarły dla narciarzy trzy lodowce Tyrolu. Pozostałe dwa chcą wkrótce zrobić to samo. A w grudniu nie lada sensacja: połączenie lotnicze z Warszawy do Innsbrucka.

Jak dotąd najwięcej czynnych tras (w sumie 22 km – w tym nawet zjazdy oznaczone kolorem czerwonym, a więc uznawane za trudne) można znaleźć na lodowcu Hintertux (czyli na krańcu doliny Zillertal). Teoretycznie zresztą jest dostępny dla narciarzy okrągły rok, ale przez ostatnie dwa lata bywał zamykany z powodu nadzwyczaj wysokich temperatur.

Lodowiec Hintertux (fot. Johannes Sautner/Tirol Werbung)

Z kolei na Stubaier Gletscher i Rettenbach (czyli jednym z dwóch lodowców górujących nad Sölden) uruchomiono na razie tylko po jednej trasie (i to jedynie niebieskiej, łatwej).

Wszędzie jednak menedżerowie deklarują, że rychło uruchomią następne wyciągi i stoki. Obietnice otwarcia tras płyną również z dwóch pozostałych tyrolskich lodowców, czyli Pitztal i Kaunertal.

Warto przypomnieć, że w sezonie tych pięć ośrodków proponuje w sumie ponad 300 km tras, obsługiwanych przez 75 kolejek i wyciągów. Co więcej, tradycją stało się już, że z karnetem zwanym Skipass White5 można jeździć na dowolnym z pięciu obszarów lodowcowych regionu w dowolnych dziesięciu dniach przez cały sezon, bo od 1 października 2024 do 15 maja 2025. Przyjemność taka kosztować ma tej zimy 610 euro. Z kolei Snow Card Tirol pozwala korzystać z oferty ponad 90 ośrodków narciarskich regionu (w tym oczywiście jego lodowców) i w tym roku pierwszy raz dostępna będzie w specjalnej ofercie wczesnej rezerwacji (termin kupna upływa 31 października) w cenie 989 euro.

Ale największą sensacją jest zapowiedź bezpośrednich lotów do stolicy Tyrolu, czyli Innsbrucka z Warszawy (oczywiście z powrotem) – podróż potrwa ledwie 90 minut. Rzecz w tym, że lotnisko w Innsbrucku jest niewielkie, a zainteresowanie tym kierunkiem, zwłaszcza zimą, spore (choćby wśród narciarzy z Wielkiej Brytanii). O promesę pozwalającą tam lądować zawsze było trudno – linie lotnicze muszą starać się o nią z dużym wyprzedzeniem, o cenie wspominając. Rolę gra też to, że z racji położenia lądowiska w głębokiej dolinie piloci muszą mieć specjalną licencję, poświadczającą szczególnie wysokie umiejętności i doświadczenie.