Z Schilthorn letnie wieści na zimę
Ów szwajcarski szczyt cieszy się sławą nie tylko wśród narciarzy, ale i miłośników kina. Tej zimy będzie łatwiej się nań dostać, nie mówiąc o tym, że został oczyszczony z pozostałości po swoich… miłośnikach.
Ta scena weszła do kanonu filmu akcji (a w każdym razie serii o wyczynach Jamesa Bonda): brawurowa ucieczka na nartach przed pretorianami demonicznego Ernsta Stavro Blofelda – nocą, pod gradem kul, z efektownymi skokami, częściowo między drzewami, a w końcowej partii na jednej narcie. Blisko pięciominutowa sekwencja pochodzi z jednego z najsłynniejszych filmów o przygodach agenta 007 – „W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości” z 1969 r. (w rolę agenta wcielił się George Lazenby, a szefa organizacji WIDMO – Telly Savalas). Jej scenerią są zaś zbocza Schilthorn – ciągnące się z wysokości 2970 m n.p.m. do zacisznej osady Mürren, a potem do dna doliny – otoczone przez inne, równie majestatyczne szczyty Alp Berneńskich.Straceńczy z pozoru, lecz naturalnie udany, zjazd Bond zaczynał z surowego architektonicznie (głównie stal i szkło) baru wybudowanego na szczycie Schilthornu na potrzeby turystów i narciarzy. Z czasem lokal przerodził się w restaurację Piz Gloria. Dziś szczyci się ona zarówno klasą serwowanych potraw (przednie są tam, o czym sam się przekonałem, nawet burgery), jak i możliwością podziwiania okolicy z obrotowej platformy, która na wykonanie pełnego cyklu – dającego panoramę 360 stopni – potrzebuje 55 minut. Nie bez powodu uznany portal narciarski Skiresort.de przyznał ostatnio stacji prawo do tytułu „The best Panorama 2017”.
Na szczyt w pół godziny można dostać się z doliny kolejką linową. Narciarze i snowboardziści mogą spróbować zjechać zeń czarną trasą – reklamowaną nie tylko jako ta, którą uciekał 007, ale też jako najdłuższa w regionie Jungfrau. To tam każdej zimy – od 1928 roku – rozgrywany jest „najdłuższy na świecie bieg zjazdowy” zwany Inferno. Naturalnie prócz wymagających wiodą z Schiltrhorn także trasy dla mniej wprawnych – też urozmaicone, z racji mikroklimatu z dobrym śniegiem, a wreszcie z siłą rzeczy równie imponującymi swą górską surowością i powagą widokami.
Dość powiedzieć, że po przeciwległej stronie doliny, w Wengen, rozgrywany jest bieg zjazdowy pretendujący do miana najtrudniejszego w cyklu Pucharu Świata (dwie zimy temu miałem okazję oglądać pokonujących go alpejczyków, co naturalnie tu opisałem).
W przerwie warto wszelako zajrzeć do otwartego kilka lat temu – oczywiście na samym szczycie – muzeum Bond World 007. Można w nim obejrzeć filmy z tym bohaterem, poznać – pokazane w modnej, bo interaktywnej formule – kulisy jego akcji i miłostek, a nawet samemu wypróbować niektóre z rekwizytów, czyli bondowskich gadżetów (z tego powodu niektórzy uznają to miejsce także za park rozrywki…).
Już najbliższej zimy na słynny szczyt będzie można wjechać, korzystając także z popularnego z racji swej użyteczności i ceny wśród odwiedzających Szwajcarię (a dostępnego i w Polsce) tzw. Swiss Travel Pass.
Przypomnijmy pokrótce tylko: to bilet (jeden!), dzięki któremu można podróżować po całej Szwajcarii pociągami, autobusami, a nawet statkami przez 3, 4, 8 bądź 15 kolejnych dni.
Do tej pory w przypadku Schiltrhorn Swiss Travel Pass obowiązywał jedynie na kolejki z doliny na poziom wioski Mürren. Chcąc zatem dotrzeć na sam szczyt, trzeba było dokupić kolejny bilet. Teraz, od 1 stycznia 2018 r., posiadacze Swiss Travel Pass będą mogli bez żadnych ekstra opłat wjechać najwyżej, jak się da – na 2970 m n.p.m.
Zarządzający stacją chwalą się i tym, że przed sezonem zimowym jej zbocza zostały gruntownie oczyszczone ze śmieci pozostawionych tam w ostatnich miesiącach przez narciarzy i turystów. Okazuje się, że plastikowych butelek, aluminiowych puszek, pudełek po papierosach, resztek sprzętu sportowego itd. zebrano i wywieziono… aż 15 ton.