Ferie w Kinderhotels
Trzy sezony temu miałem okazję spędzić zimowe rodzinne wakacje w maleńkiej osadzie Gmünd tyrolskiej Zillertal.
Mieszkaliśmy w hotelu oznaczonym niepozornym w sumie znaczkiem sieci „Kinderhotels”. Było świetnie: zobaczyłem, jak może wyglądać ideał miejsca przyjaznego dzieciom i rodzicom (dziadkom, wujkom i ciociom), razem spędzającym narciarskie ferie.
Pomysł jest niby prosty: stworzyć w atrakcyjnym miejscu hotel przeznaczony (w życiu nie przejdzie mi przez gardło modne teraz w niektórych kręgach branży sportowo-turystycznej żenujące – a i też bełkotliwe – określenie „dedykowany”). Kinderhotels Europa to grupa 44 hoteli w czterech krajach kontynentu (prócz Austrii sa to Niemcy, Włochy i Chorwacja), która dzięki własnemu systemowi oceny jakości oraz regularnym kontrolom przeprowadzanym gwarantuje dostosowany do potrzeb dzieci i opiekunów oraz, co podkreśla sieć, bezpieczny, rodzinny urlop.
Program hoteli na zimę 2015/16 skupia się na atrakcjach związanych z lodem: ślizganiu się i piruetach, ale też… zimowym łowieniu ryb (może i dobrze, bo ze śniegiem jest na razie tak sobie). Pomysłów jest multum.
Oto hotel Kreuzwirt nad jeziorem Weissensee w Karyntii, które zamarznięte staje się największym w Europie naturalnym lodowiskiem, zaprasza dzieci do nauki jazdy na łyżwach.
Z kolei położony wysoko w górach Nockberge hotel Heidi oferuje najmłodszym gościom możliwość łowienia ryb z przerębli. Maluchy pod wodzą przewodnika wyruszają na lód. Miniczekanem wycinają otwór w grubej warstwie zamarzniętej wody, a potem próbują wędkarskiej sztuki. Jeśli uda się coś złowić, okazy można pokazać rodzicom, a potem przekazać je szefowi hotelowej kuchni, który przyrządzi z nich zdrowy posiłek.
Moar Gut w salzburskiej dolinie Großarltal organizuje natomiast kolorową dyskotekę dla dzieci z zabawą na ślizgawce. Impreza nazywa się „Ice, Ice, Baby“. Za parkiet służy przerobione na lodowisko boisko do piłki nożnej. Dzieci bawią się w świetle reflektorów przy hitach list przebojów. Rodzice oczywiście również są mile widziani, o ile odważą się wraz ze swymi pociechami zatańczyć na lodzie oraz zaprezentować twist i boogie-woogie w wersji łyżwiarskiej. Sprzęt za niewielką opłatą wypożycza gościom hotelowy sklep sportowy.
Ale przecież nieco śniegu w górach jednak jest. Czy to sztucznego (sam tego niedawno doświadczyłem w Schladming), czy to naturalnego (też doznałem go w Wilder Kaiser Brixental, a potem u wlotu do tejże samej Zillertal, czyli w regionie Erste Ferienregiona mianowicie na stokach nad Kaltenbach i Hochfügen). Zatem i czysto narciarska oferta jest aktualna.
Nie mówiąc o tym, że wspomniany Hotel Kröller w zillertalskim Gmünd może być świetnym przykładem do naśladowania przez rodzimych właścicieli pensjonatów. Bo czy to takie trudne umieścić w łazienkach specjalne dziecięce szampony, kremy? Albo wydzielić pokój zabaw (a może kilku: osobnych dla najmniejszych i osobnych dla tych większych, powyżej czterech lat)? I zatrudnić do opieki przeszkolone animatorki – i to przez cały dzień?
Albo zaproponować specjalne menu i na przykład dostępny cały dzień kącik z lodami? O nawiązaniu współpracy z pobliską szkołą narciarską (i przekonaniu jej do uwzględnienia potrzeb dziecięcej klienteli – a może i rodziców?) nie wspominając. Pomysłów jest zresztą dużo więcej i je tu podawałem (tu).
Tylko korzystać. Pewnie, to dodatkowe koszty. Ale może warto? Bo zapewne znajdą się rodzice gotowi je pokryć.