Co, jak i za ile w Marillevie
Po dwóch dniach słońca w środę w Marillevie znów mocno sypnęło. Warunki są zatem przednie. Na dodatek to doskonały punkt wypadowy do legendarnej Madonny di Campiglio, a od pewnego czasu także do Pinzolo – kolejnej stacji obszaru Skiarea Campiglio Dolomiti di Brenta w regionie Val di Sole.
Skiarea Campiglio Dolomiti di Brenta to łącznie 150 km tras – a że śniegu jest wreszcie pod dostatkiem, czynne są praktycznie wszystkie. Jak wspominałem w poprzedniej nocie, jazda terenowa jest formalnie zabroniona (uzasadnieniem jest ochrona dzikich zwierząt), choć oczywiście puch i leśne wykroty kuszą potwornie.
O samej Madonnie też już tu kiedyś pisałem („Piękna Madonna”, 20 grudnia 2010 r., oraz „Piękna Madonna się ceni, ale…”, 24 grudnia 2010 r.), więc teraz pora na Marillevę.
A to stacja specyficzna, bo wybudowano ją od zera na wysokości 1400 m n.p.m. (nieco niżej, bo na 900 m n.p.m., leży siostrzana Marilleva 900, a dopiero na dnie doliny – stara wioska Mezzana). Szczególna jest też architektura ośrodka: składają się nań betonowe, ale dość udanie wkomponowane w zbocze, wielkie kompleksy apartamentowców. Same mieszkania oferowane gościom są całkiem spore – i to nie tylko w porównaniu do odpowiedników w Alpach francuskich (bo o to nietrudno), ale choćby austriackich.
Wyposażenie kuchni też jest przyzwoite (no, może poza tym, że w mojej nie było kieliszków do wina, ale z tym można sobie przecież jakoś poradzić…). Trzeba być tylko przygotowanym na pokaźny (150 euro) depozyt, zamrażany w agencji wynajmującej noclegi aż do oddania apartamentu w nienaruszonym stanie. Rygor ten nie dotyczy jednak części o standardzie hotelowym.
Elementem poszczególnych kompleksów mieszkalnych są też podziemne parkingi dla gości (zwykle w cenie), sklepy, przechowalnie i wypożyczalnie sprzętu (narty i buty dla dziecka na tydzień kosztują 45-50 euro), przedstawicielstwa szkół narciarskich oraz pizzerie, bary i dyskoteki. W mojej Residence Solaria jest również basen (i to długości 25 m) oraz – co dziś kluczowe dla niektórych, nawet na zimowych wakacjach – sala z darmowym dostępem do internetu.
Na stoki goście Solarii dowożeni są zaś… specjalną gondolą (pewną niedogodnością jest tylko to, że z niektórych zakątków trzeba się do niej wdrapać po dość stromych schodach).
Same trasy Marillevy (oraz zbocza sąsiednich Folgaridy i Val Mastellina – bo Madonna leży po drugiej stronie grani) to mocno urozmaicone i najczęściej w miarę szerokie przecinki leśne o różnej stromiźnie. Nic dziwnego, że są one świetnym miejscem do lekcji nart na różnym poziomie zaawansowania.
Gospodarzem terenu jest pod tym względem miejscowa Scuola Sci e Snowboard Marilleva (przykładowo: pięciodniowy kurs dla dzieci po trzy godziny jazdy dziennie plus zawody i party na zakończenie szkolenia kosztuje w niej 150 euro, a trwający dwie i pół godziny trening jazdy na tyczkach pod okiem fachowców – 18 euro). Ale teraz mnóstwo jest także rozmaitych grup szkolonych (legalnie i za zgodą miejscowych!) przez polskich instruktorów.
Zaawansowani narciarze też nie będą się nudzić: wyzwaniem może być choćby ciąg czarnych tras Orti i Nerra Marilleva z Doss Della Pesa (2155 m n.p.m) do centrum stacji na 1400 m n.p.m. o łącznej długości 2500 m. Prócz licznych zakrętów i wystromień ich zaletą jest i to, że jest tam zwykle dość pusto. Bo jeśli można wskazać na jakieś słabe strony nart w Marillevie, to tylko na tłok zdarzający się zwłaszcza na trasach dojazdowych do stacji w porze powrotów na kwatery. Ale wtedy wystarczy być ostrożnym: samemu nie szarżować i mieć oczy dookoła głowy. Lub też wrócić gondolą albo właśnie czarną trasą.
PS W następnej relacji napiszę co nieco o jedzeniu na nartach w Marillevie, czyli o tutejszych schroniskach i restauracjach oraz potrawach i cenach.