„Głos mieszkańców zdecydował. Kraków się wycofuje”

– stwierdził prezydent Jacek Majchrowski, komentując wyniki niedzielnego referendum w sprawie starań miasta o status organizatora zimowych igrzysk olimpijskich 2022 r. Dla Krakowa odstąpienie od pomysłu może i jest niekorzystne, ale dla rozwoju sportów zimowych w Polsce nie ma większego znaczenia.

Prezydent Majchrowski od początku nie krył, że rzeczywistym celem inicjatywy jest wyciągnięcie (wreszcie) większych pieniędzy dla miasta i całego regionu z budżetu centralnego. Chodziło głównie o inwestycje pozasportowe: drogi, kolej, bazę noclegową itp. oraz o środki na promocję Krakowa i Małopolski w świecie.

O ile planowany budżet imprezy nie zostałby przekroczony (o co – jak dowodzi doświadczenie poprzednich miast goszczących olimpiadę – jest trudno) oraz o ile utrzymany zostałby deklarowany rozkład źródeł finansowania, Kraków (wraz z całym regionem) jako organizator igrzysk faktycznie mógłby sporo zyskać – i to przy stosunkowo niewielkim wkładzie własnym.

Na drugiej szali leżało niemałe ryzyko wizerunkowej klapy – ot, choćby w razie niesprzyjającej pogody (brak śniegu czy bynajmniej nie mityczny halny), nie mówiąc już o możliwych wpadkach inwestycyjnych czy organizacyjnych (patrz: Euro 2012).

Tak czy tak, gra z perspektywy włodarzy miasta warta była rozważenia – zwłaszcza że z Warszawy (a konkretnie z gabinetu premiera) dobiegały sygnały o życzliwości i możliwości odkręcenia kurka z pieniędzmi (ewentualnym następnym ekipom trudno byłoby się potem z międzynarodowej imprezy wycofać).

Nieporozumieniem były jednak sugestie, jakoby igrzyska w Krakowie miały się przyczynić do rozwoju sportów zimowych w Polsce – zarówno na poziomie wyczynowym, jak i popularnym.

Po pierwsze, ewentualne areny sportowe dla poszczególnych dyscyplin albo już istniały (Krokiew), albo miały być zbudowane niezależnie od igrzysk (hala w Czyżynach), albo były mocno dyskusyjne (tor bobslejowy z góry Chełm pod Myślenicami).

Po drugie, ważniejsze, igrzyska miałyby znikomy wpływ na poprawę infrastruktury do sportów dostępnych dla każdego – a więc nie skoków narciarskich czy łyżwiarstwa szybkiego, lecz, na przykład, narciarstwa zjazdowego lub biegowego. Konkurencje alpejskie miały być rozegrane na słowackim Chopoku, a jeśli chodzi o biegi, to wytyczony na potrzeby olimpijczyków tor byłby może i perełką w kraju, tyle że mało znaczącą w morzu potrzeb (i możliwości).

Po prostu: aby rodacy uprawiali sporty zimowe, trzeba nie jednej wielkiej imprezy, lecz systematycznych inwestycji w infrastrukturę, szkolenia młodzieży i promocji dyscyplin, które uprawiać mogą wszyscy.

Tymczasem, na przykład, całkiem niedawno z powodów ideologicznych (by nie rzec: nacjonalistycznych) utrącono plany inwestycyjne poważnego słowackiego konsorcjum Tatry Mountain Resorts na Kasprowym Wierchu, a publiczna telewizja uparcie promuje elitarne skoki narciarskie, kompletnie zaniedbując sportowców amatorów.