Na Pitztalu jest już śnieg…

… bo niedawno na lodowcu spadło go ok. 50 cm, a nadto zarządzający tym obszarem narciarskim w Tyrolu rozmaitymi metodami dbają o swój główny atut.

Lodowiec Pitztal sierpień b.r (fot. Andrzej 52)
Najprostszym – stosowanym od lat na lodowcach – sposobem jest zgarnianie śniegu ratrakami na wielkie kopce i okrycie ich białą włókniną, by dodatkowo osłonić przed mocno operującym na 3000 m n.p.m. słońcem.

Tak zrobiono teraz na Pitztalu, o czym napisał mi – dokumentując wieści zdjęciem – p. Andrzej52 (za co serdecznie dziękuję). P. Andrzej doliczył się pięciu takich „magazynów”.

Równocześnie p. Andrzej nie dostrzegł, by pracował Snow Maker System, czyli rewolucyjna instalacja pozwalająca na produkcję sztucznego śniegu nawet w mocno dodatnich temperaturach (w przypadku tradycyjnych armatek konieczny są 3-4 stopnie mrozu). Jak dotąd w Europie wykorzystywana jest tylko w dwóch miejscach – na otwartym cały rok dla narciarzy lodowcu Klein Matterhorn w Zermatt i właśnie na Pitztaler Gletscher.

Pisałem już tu o niej kilka razy, więc tylko dla przypomnienia: technologia ta powstała w laboratoriach izraelskiej IDE Group – firmy, będącej na co dzień światowym liderem w konstruowaniu urządzeń do odsalania wody morskiej oraz systemów chłodzących do kopalni diamentów i złota. Snow Maker produkuje sztuczny śnieg nie tylko przy temperaturze powyżej zera, ale nie ma dlań znaczenia także wilgotność powietrza i siła wiatru. Kolejną różnicą wobec klasycznych armatek jest to, że śnieg powstaje w tym przypadku bez użycia substancji chemicznych. Woda do produkcji pochodzi zaś z topniejącego lodowca – w ten sposób cykl ekologiczny zostaje zamknięty. Dużo mniejsze niż przy metodach tradycyjnych jest również zużycie energii, bo wydajność Snowmakera jest imponująca: w ciągu godziny daje 60 metrów sześciennych śniegu.

Snowmaker w niczym wreszcie nie przypomina dotychczasowych armatek. Mieści się w wysokim na 15 metrów budynku (na Pitztalu, trzeba przyznać, mocno szpecącym krajobraz, choć wybudowanym  koło pośredniej stacji kolejek), a działa – w uproszczeniu – na zasadzie maszyny do produkcji lodu. Składa się z dwóch gigantycznych zbiorników: w pierwszym woda zostaje poddana silnemu podciśnieniu, a w efekcie znaczna jej część zamarza. Powstaje mieszanina wody i kryształków śniegu, która trafia do drugiej cysterny. Tam kryształki oddzielane są od wody i… śnieg gotowy. Swego czasu miałem okazję obejrzeć całą instalację właśnie na Pitztalu – robi wrażenie!
Potem śnieg specjalnymi pochylniami transportowany jest na trasy, a tam rozprowadzany przy pomocy ratraków.

Służy przy tym nie tylko poprawie warunków jazdy dla narciarzy czy snowboardzistów, ale też jako dodatkowa warstwa ochronna dla lodowców, która ogranicza erozję ich powłoki pod wpływem słońca.

Oczywiście w sezonie obok Snowmakera równolegle działają zwykłe armatki i lance dośnieżające.

Co też ważne: ci, którzy jeździli po śniegu powstałym dzięki nowej technologii, twierdzą, że jest on lepszy niż ten produkowany dotychczasową metodą. Niektórzy zarzekają się nawet, że jest nie do odróżnienia od naturalnego.

P. Andrzej, który spędził ponad tydzień na pieszych wędrówkach w dolinie Pitztal, pisze też, że na mapkach rejonu Pitztaler Gletscher wyrysowana jest trasa planowanej kolejki na lodowiec Karlesferner, na granicy z Ötztal. Jej wybudowanie oznaczałoby stworzenie w Tyrolu olbrzymiego regionu narciarskiego, złożonego z tras dotychczasowych stacji lodowcowych Pitztal i Sölden.

Idea taka ma już jednak wieloletnią historię, a nie została do tej pory zrealizowana nie tylko wskutek protestów ekologów, ale też – jak usłyszałem od mieszkańców doliny Pitztal właśnie – waśni i układów wśród lokalnych decydentów i polityków.

Lodowiec Pitztal dla narciarzy ma zostać w tym sezonie otwarty 29 września.