Francuzi są przerażeni. Amerykanie też…

 Od kiedy analizujemy grubość pokrywy śniegu, jeszcze nigdy nie było tak źle – alarmują francuskie służby meteorologiczne. Nie tylko ogranicza to teraz możliwości uprawiania wiosennego narciarstwa czy snowboardingu, ale wpłynie na warunki w następnych sezonach.

Wedle Meteo France (podaję za portalem Pistehors) grubość pokrywy śniegu w tamtejszych Alpach jest obecnie od 40 do 80 proc. mniejsza w porównaniu do średniej kwietnia w minionych dziesięcioleciach. Na zboczach północnych można jeździć jedynie powyżej 1700 m n.p.m., na południowych zaś, by znaleźć śnieg trzeba wspiąć się aż na ok. 2300 m n.p.m. Dane te dotyczą oczywiście stoków ze śniegiem naturalnym, ale gorzej niż zwykle jest też na sztucznie dośnieżanych nartostradach.

 Alpy francuskie w kwietniu 2011 (fot. Pistehors)

Przyczyną są naturalnie rekordowo wysokie temperatury. Ot choćby, 9 kwietnia w położonym na wysokości 1050 m n.p.m. Chamonix zanotowano 26.4° Celsjusza – co oznacza, że był to tam najgorętszy kwietniowym dzień od 1951 r. Podobnie było w Bourg St Maurice, leżącym na wysokości 870 m n.p.m. w okolicy tak popularnych stacji, jak Val d’Isere, Tignes, Les Arcs i La Plagne – temperatura sięgnęła tam niemal 29° C, a izoterma O° C znajdowała się dopiero powyżej 4000 m n.p.m. Z kolei średnia temperatura pierwszych dziesięciu dni kwietnia mierzona w Centrum Badawczym Śniegu na the Col de Porte (wysokość 1325 m n.p.m.) w Chartreuse była najwyższa od 1961 roku.

Nieco bliższe normy warunki notowano w Alpach Południowych, ale i tam grubość pokrywy śniegu wynosi teraz od 40 do 60 proc. niż zwykle. W położonym w Pirenejach obserwatorium na Pic du Midi de Bigorre (2900 m n.p.m.) początek kwietnia był najgorętszy od… 1882 r. W efekcie praktycznie nie ma tam śladu śniegu poniżej 1900 m n.p.m. A i wyżej grubość pokrywy jest najniższa od ok. dwudziestu lat. Tylko we wschodniej część pasma sytuację poprawiła nieco fala opadów w marcu.

Rekordy ciepła we francuskich Alpach bite były zresztą także w styczniu i lutym.

Oczywiście, wysokie temperatury i cienka pokrywa śniegu muszą wpłynąć negatywnie na kondycję alpejskich lodowców – i to pomimo coraz bardziej wymyślnych pomysłów mających ograniczać ich topnienie (skądinąd to temat na osobną opowieść). Jedynym bodaj pozytywem sytuacji jest to, że wcześniej może ruszyć akcja sprzątania gór po sezonie zimowym.

Żadnym pocieszeniem nie jest też to, że kłopoty na śniegiem w kończącym się dotknęły nie tylko Alp czy Tatr. Okazuje się bowiem, że także na Alasce zima 2010/2011 była – pod względem ilości śniegu –najgorszy od 1939 roku. Jak opowiada naczelny „NTN Snow & More Magazine” Tomek Kurdziel, który miał właśnie szczęście skosztować tam heliskiingu, miejscowi narzekają, że w tym roku spadło „zaledwie” sześć metrów zamiast spodziewanych i „normalnych” dwudziestu…