Śmierć Goryczkowej
Aż trudno uwierzyć: w tym sezonie wyciąg krzesełkowy na Hali Goryczkowej nie kursował ani raz! To bodaj pierwszy taki przypadek w ponad 40-letniej historii krzesełek (uruchomiono je w 1969 r.) Na dodatek poprzedniej zimy nie było dużo lepiej: wyciąg był czynny ledwie kilkanaście dni.
Krzesełka z Goryczkowej na Kasprowy Wierch
Tymczasem w najlepszych latach sezon na Goryczkowej trwał od początku grudnia do pierwszych dni maja. Jako że wyciąg mógł w godzinę przewieźć 730 osób, więc w ciągu zimy pozwalał narciarzom (a z czasem także snowboardzistom) na ponad pół miliona zjazdów z Kasprowego. A bywał zwykle wykorzystywany w 100 proc. – sam pamiętam wielokrotnie pozakręcaną kolejkę chętnych (niekiedy stało się w niej i po półtorej godziny) oraz wybuchające w niej co rusz awantury z wpychającymi się gdzieś bokiem (czasem kończące się nawet rękoczynami). Zwykle jedynym sposobem na to, by jednak co nieco pojeździć na Goryczkowej było pojawienie się przy dolnej stacji jeszcze przed otwarciem wyciągu i zaliczenie 3-4 zjazdów nim jeszcze kolejka narosła. Szansa na mniejszy tłok pojawiała się tuż przed zamknięciem wyciągu, gdy większość zmęczonych narciarzy zjeżdżała już do Kuźnic. Szczytem szczęścia była zaś… zła pogoda (gęsty śnieg, mgła i mróz), bo odstraszała ona co mniej zdeterminowanych, więc najwytrwalsi mogli jeździć do woli.
Ale warto było się męczyć, bo miejsce jest przecież przednie. Nie bez powodu Kocioł Goryczkowy określany jest jako „jedyny w Polsce teren narciarski o alpejskim charakterze”. Przypomnijmy: jeździ się na wysokości pomiędzy 1958 m n.p.m.(górna stacja krzesełek) a 1355 m n.p.m. (dolna stacja na Wyżnej Goryczkowej Równi), a średnie pochylenie liczącej ok. 2 km trasy wynosi 37 procent.
Powodem niemożności uruchomienia wyciągu jest niedostateczna ilość śniegu na trasie. A w zasadzie w jednym jej miejscu – nieco poniżej tzw. buli. Niektórzy przekonują, że wystarczyłoby ustawić tam jedną armatkę naśnieżającą, by rozwiązać problem. Co więcej, nie musiałaby być ona zamontowana na stałe. Przeciwnicy – m.in. z Tatrzańskiego Parku Narodowego – najbardziej obawiają się zapewne, by zgoda na minimalne choćby sztuczne śnieżenie nie stała się precedensem i by za jedną armatką nie poszły rychło następne aż do zbudowania na Kasprowym stałej instalacji naśnieżającej (co faktycznie oszpeciłoby klasyczny już niemal krajobraz Kotła Goryczkowego). Spór okazuje się nierozwiązywalny.
Równocześnie jest jasne, że stary dwuosobowy wyciąg trzeba zmodernizować, bo jako żywo nie odpowiada on już jakimkolwiek standardom. Zgadza się na to ponoć także TPN. Plany remontu przedstawi jednak już zapewne nowy właściciel instalacji narciarskich na Kasprowym Wierchu (jak już tu pisałem, Polskie Koleje Państwowe, do których należy kolejka linowa i wyciągi zamierza jeszcze w tym roku je sprzedać: „Prywatny Kasprowy?”, 16 lutego b.r.).
Na razie spółka PKL wpadła tylko na jeden przyjazny narciarzom pomysł: otóż karty czasowe uprawniające do wyjazdów wyciągiem na Hali Gąsienicowej upoważniają też do darmowego zjazdu do Kuźnic koleją linową.