Uwolnić stopę, czyli telemarkiem ze Stubai (i z Jaworzyny)
Na początku był telemark, a pierwsi byli Norwegowie. W ten weekend na tyrolskim lodowcu Stubai spotykają się fani tej słynnej – i na nowo odzyskującej popularność – techniki narciarskiej.
Za jej twórcę tej uchodzi Sondre Norheim, który używając wiązań połączonych z butem tylko w okolicach palców, nie tylko zjeżdżał na nartach, ale też wykonywał na nich skoki oraz, oczywiście, podejścia.
Do doskonałości doprowadził ją w rodzinnym regionie Telemark (południowa Norwegia), a szerszej publiczności zaprezentował w 1868 r. podczas zawodów w skokach narciarskich. Odtąd na blisko pół wieku stała się wiodącą w narciarstwie – dopiero od 1910 r. zaczęła być wypierana przez inne techniki zjazdowe, bardziej użyteczne zwłaszcza na stromszych niż norweskie stokach alpejskich.
Po kilku dziesięcioleciach nastąpił jednak wielki powrót do dziwacznego na pierwszy rzut oka, lecz w wykonaniu najlepszych przepięknego przecież (i, co równie ważne, jakże skutecznego także w puchu i nawet między garbami) stylu jazdy z wykorzystaniem charakterystycznego przyklęku. W połowie lat 70. XX wieku coraz częściej telemarkiem jeżdżono w Stanach Zjednoczonych, a następnie także w Europie.
Dziś na telemark panuje wręcz moda, czy może raczej rodzaj zdrowego i pięknego snobizmu. Także dlatego, że technika wydaje się nader trudna do opanowania. Tymczasem, jak zapewniał mnie niedawno Piotr Gąsiorowski, świetny freride’owiec, ale także miłośnik telemarku, dla wprawnego i sprawnego fizycznie narciarza przestawienie się na telemark jest dość proste i wcale nie wymaga dużo czasu.
Może więc warto spróbować, skoro miłośnicy tego stylu widzą w nim „kwintesencję narciarstwa”? Na Polskiej Stronie Telemarkowej tak tę tezę uzasadniają: „Telemark to dobra nowina o narciarstwie. Radosna wieść o tym, że znów można jeździć w przyklękach, cieszyć się każdym wykonanym skrętem i skokiem. To powrót do piękna i finezji, ale jednocześnie krok naprzód w kierunku narciarstwa uniwersalnego i wszechstronnego. Zapomnieliśmy bowiem, że narty mogą dawać jednakową swobodę w chodzeniu, zjeździe i skakaniu. Daliśmy sobie wmówić, że musimy poświęcać jeden element, żeby lepiej uprawiać inny. Zapomnieliśmy o telemarku! Nadszedł czas, żeby przekonać się, że wolna pięta może całkowicie zmienić nasze wyobrażenia o tym, czym są narty i do czego mogą służyć”.
Skądinąd, na stronie tej można także znaleźć wskazówki dla chcących nauczyć się tej techniki, rady tyczące doboru sprzętu, opisy najciekawszych tras telemarkowych itd.
Nic też dziwnego, że coraz częściej organizowane są wielkie spotkania miłośników narciarstwa „z wolną piętą”.
Najbliższe: od 19 do 21 listopada właśnie na Stubaier Gletscher. W ramach dziesiątego już Stubaier Telemark Festival przewidziane są kursy tej techniki, testy sprzętu oraz zawody „Freeheel Austrian Masters”. Nie bez powodu więc Stubai jest tak popularnym miejscem wśród telemarkowców – kiedy byłem tam na początku listopada miałem przyjemność oglądać w akcji kilku wyśmienitych narciarzy używających tej techniki, a to przecież dopiero początek sezonu.
Co też ważne, podobna impreza odbywa się również – i to także od 10 lat! – w kraju. W nadchodzącym sezonie jubileuszowe Polskie Spotkanie Telemarkowe planowane jest na pierwszy weekend stycznia (6-9.01.2011), a jego miejscem mają być stoki Jaworzyny Krynickiej.