Góry wracają do natury
Akurat ta moda powinna trwać wiecznie. Mowa o coraz powszechniejszej w zimowych kurortach tendencji „powrotu do natury”.
Pisałem tu już o francuskich akcjach sprzątania gór po sezonie zimowym czy o ekologicznych technologiach dośnieżających Snowmaker System w austriackim Pitztal i szwajcarskim Zermatt. Ale trend, by być przyjaznym środowisku przybiera też wiele innych form.
Przykładowo, renomowany austriacki kurort narciarsko-termalny Bad Kleinkirchheim (również już tu wzmiankowany) chlubi się tym, że coraz więcej pokoi hotelowych i apartamentów wykończonych jest drewnem limby. Bo choć w Karyntii górale od pokoleń używali limby jako budulca i surowca do stolarki (a także składali na to drzewo… rozmaite przysięgi i przyrzeczenia), to zwyczaj ten powoli zanikał. Dopiero teraz ma szanse ożyć dzięki… przemysłowi turystycznemu.
Natura w górach to m.in. drewno – tłumaczą szefowie stacji. Chodzić ma przy tym zarówno o wrażenia wizualne (wnętrza wyłożone drewnem i drewniane meble są po prostu ładne), jak zapachowe – wysoka koncentracja żywic i olejków w limbie powoduje, że drewno z niej ma przyjemny aromat. Ma mieć ono nadto właściwości antybakteryjne wszystkich gatunków drewna. Więcej: wedle badań instytutu Joanneum Research Forschungsgesellschaft z Grazu, osoby przebywające w pomieszczeniu z limby mają wolniejsze niż zwykle tętno – i to aż o ok. 3500 uderzeń na dobę, co odpowiada godzinie pracy mięśnia sercowego.
Stąd biorą się slogany promocyjne: „W Bad Kleinkirchheim nawet śpiąc, odpoczywa się w szczególny sposób” oraz „Udany dzień na nartach zaczyna się już nocą”.
Włodarze Bad Kleinkirchheim zarzekają się też, że bezzasadne są obawy, jakoby wycinanie drzew na potrzeby wystroju hoteli mogło zubożyć środowisko naturalne. Karynckie góry Nockberge są jednym z największych kompleksów limby w całych Alpach. – argumentują.
Limbowy apartament w Bad Kleinkirchheim
Noclegi w pokoju z limbowego drewna (tzw. Nockberge ZirbenZimmer) stały się wręcz nową marką oferowaną przez stację. Tydzień takiego pobytu (dla dwóch osób, ze śniadaniami) kosztuje od 518 euro.
Najwyraźniej jednak powrót do natury widać we Francji. A to dlatego, że to tam w latach 70. najradykalniej lansowano pomysł pseudonowoczesnych ośrodków narciarsko-dyskotekowych. Stąd – oraz ze źle pojmowanych oszczędności – wzięły się szpetne blokowiska budowane nawet w wysokich górach (przykładem Val Thorens położone na 2300 m n.p.m.).
Od paru lat jednak wiele tego typu stacji próbuje zmienić oblicze na bliższe naturze i dobremu smakowi architektonicznemu. Jest to oczywiście wynik nacisku klientów, wynikającego właśnie z obecnej mody. Po prostu: coraz mniej jest chętnych na to, by podczas zimowego urlopu mieszkać w szarym wieżowcu z betonu. Prawidłowość ta dotyczy zwłaszcza zasobniejszych – a więc najcenniejszych – gości.
Stacje buduje się więc – i rozbudowuje – teraz we Francji zwykle w duchu alpejskim, a nie miejsko-rozrywkowym. Także remonty poszczególnych budynków stają się okazją do przywracania estetycznych standardów (bądź przynajmniej łagodzenia koszmarnych wrażeń).
Równolegle co rusz pojawiają się rozmaite drobniejsze przyjazne środowisku naturalnemu inicjatywy. Przykładowo, popularne także w Polsce Tignes (druga, prócz Val d’Isere, miejscowość słynnego regionu Espace Killy) zastrzega, że od obecnego sezonu mówi zdecydowane „nie!” drukowanym broszurom i katalogom reklamowym. Wszelkie wiadomości o noclegach, wyciągach, życiu nocnym, pogodzie, trasach itd. znaleźć będzie można na stronach internetowych ośrodka w wygodnym formacie pdf. „To proste: kliknij, pobierz i… pakuj swój bagaż” – zachęca stacja. A tym, którzy nie mają dostępu do Internetu, proponuje pomoc telefonicznego centrum informacyjnego.