W Katalonii jest przedni śnieg!
Ciepły jakoś ten grudzień w całej Europie…
Są jednak miejsca, gdzie można świetnie pojeździć. I to na naturalnym śniegu. A nie chodzi na dodatek o jakieś (często dość płaskie) lodowce. Otóż odkryłem właśnie Baqueira Beret!
Widok z okien lecącego nad Alpami i Dolomitami samolotu był tragiczny. Na dole przeważał brąz, z rzadka tylko poprzetykany płachetkami bieli. Gdy wylądowaliśmy w Barcelonie, było nawet jak na kataloński grudzień dość ciepło. Po drodze (ponad 300 km) też śniegu nie dało się wypatrzyć.
Dopiero po pokonaniu przełęczy prowadzącej do położonej w samym sercu Pirenejów (niedaleko granicy z Francją) doliny Aran (historia warta osobnej opowieści) pokazały się ośnieżone zbocza. Lecz tak naprawdę trzeba było dojechać do jej końca, na wysokość 1500 m n.p.m., i spojrzeć jeszcze wyżej, by mimo zapadającego zmroku dostrzec stoki ze śniegiem wartym założenia nart.
Rano sytuacja była już jasna. Widać było, że gdzieś od 1800 m n.p.m. spokojnie da się jeździć. I faktycznie, warunki na trasach okazały się idealne – a mówimy na dodatek głównie o naturalnym, nie zaś sztucznym, śniegu! Choć temperatura powietrza sięga w południe 10 stopni Celsjusza (co bezlitośnie pokazują termometry przy wyciągach), to o żadnej mokrej brei nie ma mowy – i to nawet późnym popołudniem. Co ciekawe, dotyczy to nie tylko stoków o północnej ekspozycji, ale nawet tych zwróconych na południe.
Swoje mówią też liczby: spośród 150 km tutejszych tras można jeździć na 133 km (a chodzi o wysokość pomiędzy 1800 a 2516 m n.p.m.). Zamknięte są jedynie najtrudniejsze warianty – na nich faktycznie momentami widać kamienie, ale prawdę mówiąc, wciąż są do zjechania. Wystarczy też trochę znajomości rzeczy, by wyobrazić sobie, jak gigantyczne są tu możliwości jazdy terenowej, kiedy tylko nieco dopada.
A tu swoje robi konfiguracja okolicznych pasm górskich: otóż przynoszące śnieg fronty nadchodzą doliną z północnego zachodu, po czym zatrzymują się na dwóch zagradzających im drogę masywach. „Chmury stają w miejscu i zaczyna powoli, systematycznie sypać. Zdarza się, że w ciągu nocy napada metr śniegu” – tłumaczy Pedro Rico, pracownik tutejszych kolejek i świetny przewodnik.
Przykładowo: w minionym roku pokrywa śniegu sięgała sześciu metrów. A kiedy tradycyjnie zamykano wyciągi po świętach Wielkiej Nocy (Hiszpanie przestają ponoć wtedy myśleć o nartach, bo zaczynają jeździć nad morze poserfować bądź pograć w golfa), stacja stanęła, choć na zboczach było wciąż… 4,5 m śniegu.
Dość wspomnieć, że porównanie przestrzeni do jazdy off piste z europejskim ideałem, czyli najlepszymi terenami Alp francuskich klasy Espace Killy, czy Trzech Dolin, nie będzie wcale naciągane. Atutem jest także urozmaicenie niezliczonych wariantów – w grę wchodzą i rozległe połacie puchu, i las, i skałki.
Z Pedro w kilka godzin objechaliśmy pokrótce wszystkie trzy obszary kompleksu (Beret, Baqueira i Bonaigua). Teraz czas na ich głębsze badanie. I opisanie. Wszak to największa i ponoć najpewniejsza pod względem warunków hiszpańska stacja narciarska. A jakie jest jedzenie!