Szlak w lasach (z referendum w tle)

Niewykluczone, że najbardziej wpływowym przeciwnikiem pomysłu tzw. prawa szlaku, które mogłoby ułatwić inwestycje narciarskie w rodzimych górach, nie są wcale górale czy ekolodzy, ale… państwowa jednostka organizacyjna. Zwłaszcza że Lasy Państwowe, bo o nich mowa, stały się właśnie kolejny raz ważnym elementem politycznej gry.

Parlament tej kadencji nie uchwali już pewnie tzw. prawa szlaku przewidującego możliwość wytyczania w atrakcyjnych turystycznie (w tym narciarsko) rejonach tras turystycznych (czy narciarskich właśnie) i budowę niezbędnej infrastruktury (podpór wyciągów itp.) – i to niezależnie od tego, czy zgodę wyrażą na to wszyscy właściciele gruntu. O założeniach tej nowelizacji pisałem tuż już wielokrotnie (ostatnio: „Trudna droga prawa szlaku”, 3 czerwca b.r.).

Ale i przyszłych parlamentarnych sporach na ten temat istotne będzie i to, że wśród przeciwników tej koncepcji są nie tylko niektórzy prywatni właściciele gruntów, ale też… Lasy Państwowe.

Swego czasu miałem okazję porozmawiać z wójtami i burmistrzami gmin zaangażowanych w ideę Siedmiu Dolin, czyli połączenia wyciągami i trasami sporego obszaru pomiędzy Muszyną a Krynicą w Beskidzie Sądeckim. Okazuje się, że – prócz organizacji ekologicznych – największy opór inwestycji stawiają nie tyle tamtejsi górale, ile… szefowie potężnej firmy, którą są Lasy Państwowe.

Tymczasem właśnie przez należące do niej grunty miałyby w sporej części przebiegać projektowane nartostrady i wyciągi. Zważywszy na wielkość obszarów, na których gospodarują Lasy (w ich pieczy jest 80 proc. z ponad 9 mln ha polskich lasów), ewentualne przecinki na rzecz inwestycji narciarskich nie wpłynęłyby w żadne mierze na kondycję tej firmy. Skądinąd, wedle samorządowców ta państwowa jednostka organizacyjna (bo taki status prawny mają Lasy Państwowe), na potrzeby swoich interesów (czyli wyrębu, a potem transportu drewna) sama bez oporów wycina w należącym do niej drzewostanie nadzwyczaj szerokie przecinki (m.in. by mogły się nimi poruszać ciągniki wożące ścięte pnie).

Oczywiście siła lobbystyczna Lasów (o finansowej nie wspominając: przykładowo zeszły rok firma zamknęła zyskiem ponad 450 mln zł) jest gigantyczna. Prócz argumentów o pieczy nad dobrem narodowym i środowiskiem rolę gra także to, że z tytułu zysków z państwowego było nie było majątku zaczęła wreszcie przekazywać spore kwoty do budżetu: za okres 2014-2015 (i lata poprzednie) wpłacić ma 1,6 mld złotych, a potem coroczną opłatę w wysokości 2 proc. przychodów od sprzedaży drewna (czyli na początek ok. 140 mln złotych). A na dodatek pytanie o to, czy firmę Lasy Państwowe pozostawić w ręku państwa, zostało zgłoszone (pewnie, że z politycznego wyrachowania) jako kolejna kwestia godna głosu całego narodu w jesiennym referendum.