Lawina pod Annapurną: zbiegi złych okoliczności

Wczesna jesień to zwykle najlepszy czas na trekking w Himalajach – zapewniają ci, którzy na tych górach zjedli zęby (choćby Ryszard Pawłowski). Dlatego zresztą jest tam – m.in. pod Annapurną – wtedy najtłoczniej. Ale właśnie fachowcy zastrzegają też od razu, że w górach wszystko może się zdarzyć. Dlatego z każdą taką wyprawą wiąże się ryzyko – także na najpopularniejszych i łatwych trasach czy o najlepszej, zdawałoby się, porze. Oczywiście niebezpieczeństwo można ograniczyć, ale do końca wyeliminować się go nie da.

Lawiny są tu doskonałym przykładem. Naturalnie są miejsca i warunki pogodowe, w których ich prawdopodobieństwo jest wysokie, a są takie, w których spada. Lecz stara zasada mówi, że wystarczy, by teren nie był zupełnie płaski i napadało nań ledwie deko śniegu, a już może zejść stamtąd lawina.

Tym bardziej należy uczyć się reguł zachowania w górach – w tym rozpoznawania zagrożeń lawinowych. I tym bardziej warto korzystać z możliwości, jakie daje nowoczesny sprzęt. Przykładowo: jeżdżący poza przygotowanymi trasami narciarze coraz częściej używają plecaków (z systemem ABS lub BCA), które w lawiny utrzymują ofiarę na powierzchni. Szanse piechurów wobec lawiny są dużo mniejsze. Łatwiej mogą oni ją podciąć podczas trawersowania stoków, nie mogą przed nią uciec (na nartach sporadycznie się to udaje), trudno też, by nosili ze sobą antylawinowe plecaki. Zresztą i te raczej nie pomogą w przypadku lawiny mokrego, ciężkiego śniegu – a taka właśnie podobno zeszła w środę pod Annapurną.

Czasem rolę odgrywa także – co znowu podkreślają eksperci – zwykły przypadek czy też splot rozmaitych okoliczności.

Jeśli więc w ogóle można – na podstawie fragmentarycznych wciąż informacji – cokolwiek pisać o tej tragedii, to najwyżej zapytać, dlaczego mimo niespotykanie złej pogody (szalejący już od weekendu cyklon i burze śnieżne) na szlaku było aż tylu wędrowców?

Tu wyjaśnienie wydaje się podobnie banalne: jedni (miłośnicy trekkingu) wydają ciężkie pieniądze na wyprawę życia, trudno im na miejscu odstąpić od wymarzonego planu, inni zaś (nepalscy tragarze) chcą zarobić na życie, więc ulegają presji klientów.

Od dawna jakoś dzieje się tak, że kluczowa w górach umiejętność – wycofania się w razie zbyt dużego ryzyka – jest najtrudniejsza do przyswojenia.