Adam Małysz jest wielki, ale…

… narciarstwo to nie tylko skoki. O tej prostej prawdzie zapomnieli szefowie  TVP, ustalając priorytety transmisji z igrzysk w Vancouver. Zlekceważyli tym samym ok. dwa miliony rodaków uprawiających narciarstwo zjazdowe. Bo oni też zapewne chcieliby popatrzeć, jak jeżdżą na olimpiadzie najlepsi slalomiści czy zjazdowcy świata.

Tymczasem telewizja publiczna nie pokaże ani jednych (sic!) zawodów narciarstwa alpejskiego mężczyzn. Powodem jest przyjęcie zasady, że transmitować warto jedynie te konkurencje w, których biorą udział reprezentanci Polski. Tymczasem w męskich dyscyplinach alpejskich od lat nie mamy liczących się narciarzy. Tylko dzięki rodzynkowi w postaci Agnieszki Daniel-Gąsienicy będzie można zobaczyć starty kobiet.

Przyjęte przez decydentów TVP założenie jest, łagodnie mówiąc, nieporozumieniem pod każdym względem.

Niezależnie od podziwu dla Adama Małysza, to skoki, a nie narciarstwo alpejskie są sportem niszowym. Skoki uprawia w Polsce pewnie ze stu, góra dwustu zawodników z paru klubów z Zakopanego, Szczyrku czy Wisły. Na nartach zjeżdża tymczasem – lepiej bądź gorzej, ale z zapałem – ok. dwa miliony rodaków, czyli wcale spory odsetek populacji nawet w porównaniu z krajami alpejskimi. Co więcej: niemały nawet w porównaniu z małyszomanią, podkręcaną skądinąd przez telewizję z przekroczeniem wszelkich granic: i dziennikarskiego profesjonalizmu, i żenady.

Naturalnie ta dysproporcja nie może dziwić, zważywszy na różną naturę obu dyscyplin. Jeśli jednak za element misji telewizji publicznej przyjąć popularyzację uprawiania sportu i zdrowego stylu życia w społeczeństwie, to powinna ona zachęcać widzów właśnie do spróbowania narciarstwa alpejskiego – m.in. przez pokazywanie, jak piękne i emocjonujące jest ono w wykonaniu mistrzów.

TVP tymczasem – zamiast propagować dyscypliny dostępne praktycznie dla każdego – z uporem lansuje konkurencje niemożliwe do amatorskiego uprawiania: czy to z racji niedostatków infrastruktury i cen sprzętu, czy wysokiej skali trudności.

Dowodem nie tylko polityka transmisji olimpijskich. Przykładowo, w porannym weekendowym paśmie dla dzieci TVP 1 emituje właśnie cykl programów o różnych dyscyplinach sportu. Chodzić ma oczywiście o nakłonienie młodych widzów do ich uprawiania. Tyle tylko, że prócz, chociażby, hokeja (do tej formy jazdy na łyżwach namawia, świetnie zresztą, sam Mariusz Czerkawski), dzieci mają też – wedle autorów – przekonać się do… bobslejów. Powodzenia: torów bobslejowych wszak w Polsce jest dostatek, a bobsleje można kupić za parę złotych w sklepie na rogu.

Na dodatek programy te finansuje ministerstwo sportu. Widać, że i tam myśli się na poziomie obowiązującym na ul. Woronicza.