Taniej, drożej czy tak samo

Większość renomowanych stacji narciarskich w Alpach ogłosiła już cenniki biletów na wyciągi w rozpoczynającym się sezonie. Można więc sprawdzić, na ile trafne były prognozy, że będzie można teraz jeździć jeśli nie taniej, to przynajmniej nie drożej niż dotąd.

Eksperci od zimowego biznesu sugerowali bowiem, że wbrew dotychczasowym zwyczajom właściciele kolejek, krzesełek i orczyków nie zdecydują się nawet na symboliczną podwyżkę cen karnetów. Powodem miała być walka klienta w sytuacji światowego kryzysu i wszystkiego co się z nim wiąże, a więc obniżek płac, bezrobocia, bankructw itd. Już w sezonie 2008/09 wiele ośrodków skarżyło się na kilkuprocentowy przynajmniej spadek wpływów z biletów za wyciągi – i to pomimo nadzwyczaj śnieżnej zimy.

Presja na zamrożenie cen była tak silna, że kiedy Francuzi z Trzech Dolin jako pierwsi  już wiosną ogłosili, że pomimo recesji podwyższą o 3 proc. ceny biletów na sezon 2009/2010, komentatorzy uznali to niemal za decyzję samobójczą.

Upływ czasu ostudził, jak się zdaje, nastroje. Ogłoszone już cenniki pokazują, że właściciele instalacji wyciągowych przybrali różne strategie: niektóre stacje o kilka procent podniosły jednak ceny, ale są i takie, które utrzymały je na poziomie minionego roku.

Przykładowo, inny słynny francuski region Espace Killy (czyli Tignes i Val d’Isere) w zasadniczym sezonie (czyli od 19 grudnia 2009 do 2 maja 2010) za 6 dniowy karnet żąda 218 euro, czyli drożej niż przed rokiem. Wyjściem może jednak okazać się wykupienie pobytu w agencji, która sprzedaje pakiety (nocleg + karnet z kilkuprocentową zniżką).

Z kolei we Włoszech za karnet Dolomiti Superski (1220 km tras, ponad 460 wyciągów itd.) w głównym sezonie (24 grudnia 2009 – 9 stycznia 2010 oraz 31 stycznia – 13 marca 2010) trzeba zapłacić 225 euro, czyli o ledwie 5 euro więcej niż minionej zimy.

 Sestriere

Ceny zamroziło za to Sestriere. Za 6 dni jazdy po olimpijskich trasach w zasadniczym sezonie, czyli po 20 grudnia 2009, kosztować będzie tyle samo co w poprzednim – 180 euro (a są biura – m.in. krakowskie Otium – oferujące pakiety z karnetem tańszym o 30 euro).

Kosmetyczne praktycznie podwyżki wprowadziły kurorty austriackie. Ot choćby modny Arlberg/St.Anton w szczycie (19 grudnia 2009 do 8 stycznia 2010 oraz od 30 stycznia do 5 kwietnia 2010) za 6 dni jeżdżenia życzy sobie 208 euro, ledwie o 4 euro więcej niż w minionym sezonie.

Naturalnie same ceny biletów na wyciągi nie do końca wyznaczają koszty zimowego wypoczynku. Dochodzą noclegi, transport, wyżywienie – w bilansie liczą się też promocje. Bądź dla wszystkich – jak atrakcyjna oferta niektórych włoskich kurortów w postaci tzw. Free Ski, czyli gratisowego karnetu dla tych, którzy wykupią noclegi w stacji w niektórych terminach. Bądź oferowane wybranym grupom gości – seniorom, dzieciom czy młodzieży. Przykładowo: wiele stacji austriackich wywozi za darmo dzieci do 10 roku życia, podczas gdy we Francji często muszą za wyciągi płacić już maluchy, które skończyły 5 lat.

Wciąż nie wiadomo, jakie ceny obowiązywać będą w stacjach Słowacji, tłumnie odwiedzanych do niedawna (czytaj: do zastąpienia korony przez euro) przez gości z Polski. Tajemnicą pozostają więc chociażby ceny w Jasnej (czyli na Chopoku). Słychać tylko, że konkurencja z Tatr Wysokich planuje stworzenie wspólnego regionu, w którym obowiązywać ma jeden karnet. No i oczywiście sekretem pozostają cenowe plany właścicieli wyciągów na ojczystych stokach.